Dzień dobry, proszę o poradę. Od sobotniej nocy trwa mój koszmar. Zostałam podrapana do krwi po wewnętrznej stronie lewej dłoni przez kota, którego nie znam i którego już nie jestem w stanie odnaleźć.
W nocy z soboty na niedzielę (13/14.04) pojechałam w tej sprawie na SOR, gdzie lekarz kazał mi szukać kota(!) i jeśli nie znajdę, przyjechać rano po skierowanie na szczepienie.
Następnego dnia inny lekarz zalecił pielęgnację rany (właściwie ranki), chciał dać jakieś szczepienie antycośtam, ale okazało się, że miałam je w ramach czegoś w stylu "bilansu 18 latka" i teraz, kiedy mam 20 lat nie ma sensu mi tego podawać. Zostało również wysłane zgłoszenie do sanepidu, a ja miałam czekać na telefon.
W poniedziałek 15.04 zaniepokojona brakiem telefonu z sanepidu (ok. godz. 15) zadzwoniłam tam sama. Dowiedziałam się, że takie pismo ze szpitala będzie do nich szło do środy albo do czwartku, a że w przypadku takich zadrapań na pewno będę miała podaną szczepionkę przeciw wściekliznie to mam się zgłosić do lekarza rodzinnego po skierowanie.
Tak też zrobiłam, dostałam skierowanie na oddział zakaźny w szpitalu.
Myślałam, że tam dostanę szczepionkę, ale się przeliczyłam. Lekarz nie obejrzał rany, nie zebrał dokładnego wywiadu. W karcie wypisu z tej wizyty mam wpisane rozpoznanie "profilaktyka wścieklizny" a we wnioskach, że żadnych szczepień ani nic z tych rzeczy mój przypadek nie wymaga. Uspokoiłam się na kilka godzin, do czasu aż zobaczyłam w internecie opinie na temat tego lekarza. Ocenę miał najniższa z możliwych i w komentarzach powtarzały się opinie, że lekarz zbagatelizowal, nie zbadał, nie zalecił czegoś i z tego były dla pacjenta poważne konsekwencje. Wiem, że takie oceny internetowe to nie jest najlepsze źródło, ale o czymś to też widocznie świadczy skoro było ich aż tyle i wszystkie podobne.
I tak skończyłam z ogromnym stresem, który przeżywam już od 3 dni. Proszę o opinie, poradę. Czy mój lęk jest uzasadniony? Walczyć o otrzymanie szczepionki znowu u innego lekarza w innej placówce? Może czekać na telefon z sanepidu? Niektórzy uspokajają mnie, mówiąc, że wścieklizna owszem, ale w Indiach. A w Polsce to już bym musiała mieć naprawdę (nie)szczęście. Naprawdę błagam o jakiś głos rozsądku w tej sprawie, bo w końcu wyląduję na kardiologii albo na psychiatrii.