Nazywam się Krzysztof i mam 29 lat. Mam problemy ze sobą i nie potrafię sobie z nimi poradzić. Przede wszystkim często odczuwam dużą apatię, zniechęcenie, zrezygnowanie, bezprzyczynowy niepokój, zdenerwowanie ,np. niekiedy jest tak, że zapiszczy winda za drzwiami i już jestem podenerwowany albo niekiedy nagle na ulicy zatrąbi samochód i tak mocno się wystraszę, że nawet podskoczę (to akurat zdarza mi się za każdym razem), odczuwam również lęk - zwłaszcza przed ludźmi pod wpływem alkoholu lub ludźmi, którzy wyglądem stanowią niższą klasę, np. zwykli robotnicy.
Unikam z tego powodu kontaktu wzrokowego z takimi ludźmi a jeśli nawet dojdzie do niego to mnie to bardzo paraliżuje i przechodzą po moim ciele ciarki. Paraliżuje mnie również bardzo duża nieśmiałość, np. chce dowiedzieć się, która jest godzina, ale niekiedy nie potrafię zapytać drugiej osoby i z tego powodu wolę iść 300 metrów na dworzec kolejowy i popatrzeć na zegar. Poza tym pojawiają się u mnie niekiedy myśli samobójcze. Taki stan utrzymuje się u mnie od kilku lat, ale wcześniej nie był tak spotęgowany. W związku z tym nie potrafię sobie poradzić z samym sobą, z życiem, z pracą. Pod koniec stycznia w wyniku niepowodzeń straciłem pracę i zostałem oszukany na zarobku. Obecnie jestem na etapie poszukiwania pracy i nic mi się nie udaje. Na rozmowach kwalifikacyjnych wychodzę bardzo fatalnie, przeżywam ogromny stres, jestem zamknięty w sobie, bardzo nieśmiały i trudno jest mi dobrze rozmawiać z pracodawcami.
Chodziłem swego czasu na terapię do poradni psychologicznej, ale terapia niewiele mi pomagała i przestałem chodzić.
Być może i na pewno tak jest, że mój stan psychiczny ściśle wiąże się z moim dzieciństwem, a raczej jego brakiem. Mój świat od narodzenia się do 18 roku życia najkrócej można streścić w słowach: stres, lęk, ból i płacz. Miałem ojca alkoholika, który notorycznie upijał się, robił awantury, co więcej moja matka zamiast cokolwiek zrobić dolewała jak to się mówi oliwy do ognia i w takim piekle się wychowałem. Nie wiem co to znaczy rodzina, nie wiem co to miłość, radość, dzieciństwo. W ogóle nie było w moim życiu takiego okresu. Ojciec już nie żyje, ale pozostawił mi piękny spadek - problemy, z którymi będę chyba borykał się do końca życia.
Mój stan bardzo mnie przerasta dlatego zapisałem się na wizytę do psychiatry. Mam nadzieję, że otrzymam jakieś leki, bo dłużej już tak nie wytrzymam.
Mam 2 pytania:
1) Jak fachowo można określić zespół objawów, które wymieniłem? Co to za schorzenie?
2)Skoro nie potrafię poradzić sobie ze sobą, z życiem, czy mój stan może kwalifikować się do renty?
Dodam jeszcze, że również niedomagam pod względem fizycznym. Mam klatkę szewską, silną skoliozę, płaskostopie, alergię na roztocza, skłonność do częstych infekcji górnych dróg oddechowych, hemoroidy, żylaki kończyn dolnych i ogólnie niedorozwój układu kostnego. Z tego powodu nie mogę wykonywać prac siłowych.
Proszę o odpowiedź i jakiekolwiek rady.
Krzysztof