Odkąd byłam małą dziewczynką poznawałam na swojej drodze straszych od siebie mężczyzn, którzy traktowali mnie wyjątkowo. Zazwyczaj byli to nauczyciele. Jako dziewczynka ucząca się w szkole podstawowej i wchodząca w okres dojrzewania, miałam wyjątkową relację z jednym z wychowawców. Traktował mnie lepiej niż inne osoby, wyróżniał mnie, rozmawiał ze mną prywatnie, zdarzało się, że odwiózł do domu. Nie wykazywał skłonności pedofilskich, ciężko mi powiedzieć, czy traktował mnie jak córkę, czy trochę inaczej. W każdym razie, do niczego niestosownego się nie posunął. Nie umiem określić naszej relacji, być może byłam zauroczona jako, że młode dziewczynki często upatrują sobie starszych mężczyzn jako obiekt jakiejś fascynacji, zauroczenia. Jedno jest pewne- rozmawiał ze mną jak z kimś dojrzalszym, starszym, czułam się wyjątkowo, przejmował się moimi problemami. Potem skończyła się jedna szkoła, zaczęła kolejna, potem kolejna, wyższa uczelnia. Na swojej drodze spotkałam jeszcze kilku takich mężczyzn. Starsi, autorytet, traktują mnie wyjątkowo, wybierają sobie z tłumu i faworyzują. O co chodzi, jak mam to rozumieć? Niedawno usłyszałam, że jestem ulubienicą 60 letniego sąsiada... Dodam, że nikogo nie kokietuję i nigdy tego nie robiłam. Jestem po prostu miła, a oni wybierają sobie mnie i tworzą dziwną atmosferę. Jak mam to rozumieć i czy takie doświadczenia mogły jakoś wpłynąć na dorosłe życie?