Witam,
Zacznę od początku : w kwietniu 2009 roku wykryto u mnie gruczolaka tarczycy, który pękł przez co musieli wyciąć mi znaczną część tarczycy (sierpień 2009). Przepisano mi leki i wypisano do domu. Z tarczycą już wszystko ok, nie muszę jeździć na kontrolę, jedynie raz na rok powinnam wykonać tsh. Zaraz po operacji w grudniu 2009 roku, trafiłam na onkologię dziecięcą w szpitalu Olsztyńskim, z podejrzeniem ziarnicy złośliwej, gdyż od października zaczełam wyczuwać węzły chłonne szyi. Wykrytu u mnie mononukleozę (uff). mieli mi zrobić BACC węzła ale przyszła jakaś Pani dotkneła węzla palcem i powiedziała, że ona się w niego nie wkuje
(lewy kąt żuchwy 26 x 8 mm wzdłuż pare węzłów 11 x 5 mm
prawy kąt uchwy 31 x 8 mm wzdłuż parę węzłów 19 x 5 mm)
i, że to na pewno nic groźnego. No więc zostałam odesłana do domu. Były kontrole w szpitalu co pół roku, a węzły dalej były takie same, do tego doszła anemia, lekarka przepisała mi żelazo w tabletkach które nie pomogo, po miesiącu miałm krwawienia z jelita (zrobili badanie jelita - nie całego - i stwierdzili, że wszystko jes ok) kilka miesięcy temu wyszło, że węzły są hypoechogeniczne. 3 tygodnie temu znów wystąpiły krwawienia z jelit, a lekarz nie chciał zrobic kolejnego badania. Nie wiem czy to normalne? Powinnam nalegać na BACC węzła?
W grudniu skończę dopiero 19 lat. Czy mam paranoje, czy na prawdę z węzłami jest coś nie tak?