Moja matka to hipochondryczka. Już sobie sama nie mogę poradzić z naszą "relacja". Nie będę się rozpisywać, ale mama nigdy nie była, nie wychowywała mnie. Wzięła do siebie na stałe, kiedy musiała. Tak zajmowała się od święta i na weekend czasami. Od praktycznie zawsze była umierającą. Zawsze coś bolało, zawsze coś dolegało. Nie w wnikając w szczegóły, aktualnie od prawie roku jest na emeryturze. Ja nie mieszkam już z nią kilka lat. Zawsze była syfiara, ale wcześniej to zwala na pracę i braci, bo oni nie pomagają, bo ona zmęczona itd.. Dopóki ja mieszkałam z nimi to pilnowałam i sprzątałam. Oczywiście jej pokoju i pokoju braci nie ruszałam, ale kuchnia, przedpokój, łazienka mój pokój zawsze był czysty. Oni spali w syfie, ale po moim gadaniu (a raczej awanturze, bo mieć trzy torby brudów i innego syfu w pokoju, w którym się śpi normalne nie jest) zawsze coś ogarnęli. Pilnowałam po prostu własną matkę, aby po sobie sprzątała i wymagała tego od braci. Ja pilnowałam też, żeby śmieci były wyniesione i żeby pies był wyprowadzony, kiedy ja nie mogłam sama tego zrobić. Aktualnie matka została z jednym bratem i psami w mieszkaniu. Po mojej wyprowadzce z mojego pokoju zrobiła śmietnik. Serio był w nim stos butelek po napojach, stare ciuchy, pudła, buty no po prostu wszystko. Jasny komunikat, że mam już nie wracać Problem jest taki, iż chce mimo wszystko jej jakoś pomóc, ale jak pomóc osobie, która widzi problem w każdym, a nie w sobie?
Od momentu przejścia na emeryturę wegetuje. Nic poza rzeczami koniecznymi nie robi, śpi do 14. Jej życie to palenie prawie dwóch paczek papierosów dziennie i siedzenie przed komputerem. Ukladaniem pasjansa i szukanie nowych chorób na usprawiedliwienia swojego lenistwa. Miesiąc temu stawy jej się kruszyły i miała iść do szpitala, ale czekała na brata, który miał przyjechać z zagranicy, aby przypilnował psy (bo wzięła drugiego) i młodszego brata. Ja nie mogę bo aktualnie jestem na macierzyńskim i część tygodnia jestem sama z dziećmi. Przyjechał i co? Ona musi im gotować bo facet po 30 i 17 - nastolatek nie potrafią sami sobie zrobić jeść i wyprać ubrań. Każdemu mówi, co innego, robiąc oczywiście z siebie męczennice, tak się dowiedziałam, jak wygląda jej dzień, starszy brat mi powiedział, jak aktualnie ona funkcjonuje. Mi kłamie i za każdym razem jak chce ją odwiedzic to trzeba się zapowiedzieć dwa dni wcześniej, albo ona przychodzi do mnie bo wie co by było gdybym zobaczyła jak jej mieszkanie wygląda. Teraz przed świętami problem z kręgosłupem wyszedł. Chodziła na zastrzyki niby. Na święta moi teściowie, ją wraz moim młodszym bratem zaprosili (starszy siedzi na stałe za granicą), żebyśmy nie musieli z dziećmi biegać na trochę tu i tam i mogli zjeść wspólnie śniadanie. Wcześniej oczywiście pytałam jak się czuje i że ja co trzeba przygotuje. To powiedziała, że już wszystko ma gotowe i dobrze się czuje. Rano oczywiście przyszła spóźniona i zrobiła, scenę jak to na izbe przyjęć latała w nocy i leki w ogóle jej nie pomogły. Jak wcześniej pisała, że dobrze się czuje. Wkurzyła mnie okropnie, bo z boku wyglądało jakbym ja własną matką się nie interesowała. A ta biedna się narobiła przyniosła jedzenie i po izbach po nocy latała. Ja patrząc na nią widziałam, jak ona gra. Naprawdę, ja jej w te choroby już nie wierzę. Jeszcze się pytam czy brała tabletkę jakąś przeciwbólową, a ona, że tabletki i tak jej już nie pomogą... Po godzinie zmyła się do domu bo nie da rady siedzieć. Potem podjechałam zobaczyć co z nią, a ta siedzi sobie oczywiście przed komputerem i papierosy pali. Oczywiście nie posprzątane nic bo w nocy chora taka była i szykowała jedzenie. Od świąt się nie odzywam do niej. Taką, akcje mi zrobiła, że jest mi wstyd przed teściami. Całe życie wpędza mnie w poczucie winy, a mając swoją rodzinę, ja nie będę latać i jeszcze nią się zajmować. Jest moja matką, chce jej pomóc bo nie chce być jak ona. Chce mieć czyste sumienie, że próbowałam, żeby kiedyś mi nie robiła wyrzutów przed śmiercią, że taka byłam wyrodna dla niej. Choć to ona, ma wiele na sumieniu wobec mnie i braci. I też chce, aby czasem wnuczki zobaczyła bo je lubi i potrafi być dobra babcia jak się spotkamy od czasu do czasu.
Jak dotrzeć do takiego człowieka? Jak jej pomóc? Najchętniej bym się odcięła, ale poczucie winy będzie mnie gryźć jak ona zgnije sama w tym syfie.