Moja mama od dobrego roku choruje na nadczynność tarczycy bodajże wskaźnik ok. 50 jednostek (norma do ok. 5). Oczywiście leczy się, bierze Eutyrox 75, ale nic nie spada. Lekarz podwyższa dawki z nadzieją, że będzie lepiej, ale bez zmian. Z tarczycą powiązane są choroby układu nerwowego i tym samym ją to spotkało. Zaczęło się od leków, nerwów, obwiniania ojca, posądzania o zdrady (faktem jest, że nie wiem ile w tym prawdy, ale widzę jak ojciec w tym wszystkim cierpi i zarzeka, że to nie prawda). Później było wyłączanie gniazda telefonu, zakrywanie kamery domofonu od środka, czy po porstu lęk przed ciągłymi kradzieżami, tym ze ktoś wejdzie do domu jak np. był remont. Mama ma 65 lat. Byliśmy finalnie u psychiatry, zapisał jej rispolept. Przez jakiś czas tabletki brała. Po jakimś czasie brania widzielismy z rodziną, że takie stany wciąż są a jak wpadnie w "nerwowy cug" to nie może się opamiętać, krzyczy, robi duże oczy i wypomina wszystkie złe chwila i oskarża. Często to są oskarżenia urojone. Mama płakała, że bierze tabletki ze jej nie wierzymy. Po kilku miesiącach do teraz znowu to samo, mama niestety juz nie bierze rispoleptu i wydaje mi sie ze od dłuższego czasu, ok. 2 miesięcy. Niby jest wszystko dobrze, ale jak sie zdenerwuje to od nowa, ojciec ją zdradza i okrada (tata nawet nie ma kiedy tego zrobić, nie wierzę w to) a wszyscy są chorzy oprócz jej osoby.
Nie wiem co robić, bo mama płacze że ją krzywdzę takimi osądami, że powinna iść ze mną do lekarza ponownie. Kiedy mówie, że to o co oskarża ojca to nie prawda, że nie ma dowodów to znów płącze, ze jej nie wierze, ze on taki jest. Na początku chciałam ją jakoś zrozumieć, ale pózniej utwierdziło mnie w fakcie, że ona się cały czas nakręca, że to nie prawda.
Krzywdzi tym samym ojca, w tym wszystkim cierpiącego chyba najbardziej. Nie mieszkam z nimi i nie wiem co sie dzieje na codzień, ale jak przyjezdzam czasem na kilka dni widze to i często powiem pare słow za dużo w tych nerwach wyjeżdzając pokłócona z mamą.
Nie wiem co robić, jak sprawdzić, czy rzeczywiście w mamie tkwi problem, czy rzeczywiście jest chora i jeśli tak co zrobić aby ona sie z tym pogodziła a nie wypierała tego ze swojego umysłu (za każdym razem jak jej udowadniam, ze sytuacje w jakich sie czesto ona znaduje są niewłasciwe a to co czasem robi nienormalne?).
Oboje cierpią i ja też, nie wiem co robic nie wiem.
Psycholog, który przyjmie mame na pierwsze 10 minut wizyty, gdzie mama zachowuje sie normalnie i ma juz diagnoze... nie wiem jak o nim mysleć.
Co mam zrobić, gdzie sie udac? Włąsnie jestem po takiej kłótni, jestem bezsilna, płaczę od chwili kiedy juz mamie miałam powiedzieć o słowo za dużo...