Witam, dobiłem trzydziestki, i kompletnie straciłem ambicję, motywację, bezsens życia przeniknął mnie jak nigdy. Miałem kiedyś wypadek, który przeżyłem, więc jestem pogodzony ze śmiercią i życie nie ma teraz wielkiej wartości. Jednocześnie kiedyś moim paliwem była chęć zemsty na ludziach, którzy kiedyś mi dowalili. Ten boost sprawiał, że uczyłem się, rozwijałem, działałem, aby zniszczyć, ale też i stawałem się potworny. Kiedy odrzuciłem zemstę, dorzuciłem do tego niespełnienie swojej biologicznej funkcji przekładającej się na samotność.
Jestem sam, nie mam żadnych znajomych bo jestem indywidualistą i nie wpasowuję się w żaden ich szablonik, komputer jest moim łącznikiem z innymi. Niektórzy twierdzą, że to od siedzenia w domu człowiek popada w taki stan, ale ja nawet pracując czuję skrywaną pogardę do otaczających mnie ludzi. Gdyby nie to, że potrzebuję pieniędzy na przeżycie, nie chodziłbym do pracy, aby użerać się z tymi debilami, czy pracując na czyjś sukces.
Nie akceptuję reguł rządzącym tym światem. Nie akceptuję tego, że większość ludzi to idioci. Nie akceptuję tego, że ludzie zamiast zmieniać ten świat na lepsze skupiają się przede wszystkim na tym aby samemu się ustawić i zabezpieczyć dorabiając się kosztem reszty, aby tylko przekazać swoje geny (jak psy, czy robaki w ziemi). Nie akceptuję tego, jak ten świat wygląda i jacy są ludzie, wystarczy się rozejrzeć, wszędzie dominuje coś co określamy złem.. wojny, wyzysk, zniszczenie, degradacja..to, co niektórzy nazywają dobrem, to tylko otoczka, złudzenie nadające sens temu, że chodzą do pracy, zakładają rodziny, ciągną to życie..ten świat jest już przegrany, zdominowany przez kontrolujące wszystko korporacje, banksterów i sprzedanych polityków.
Gdyby istniała możliwość, że dzisiaj zasnę i jutro nie obudzę się już w tej rzeczywistości, bez wahania bym ją wybrał. Co mi może poradzić psycholog? Wziąć proszki, naświetlić się, bo okres zimowy sprzyja depresji? Podobno najszczęśliwsi są ludzie głupi, bo nie zdają sobie z niczego sprawy.