Bardzo prosze o pomoc.
We wrzesniu zeszleg roku okazalo sie, ze moja mama (59l) ma zlamany kregolsup. Pewnego ranka po przebudzeniu, nie mogla wstac z lozka i przez kilka minut miala sparalizowane nogi. Przez miesiac byla leczona na korzonki, a dopiero po wielkim trudzie udalo sie ja umiescic w szpitalu. Lekarze podejrzewali szpiczka, ale biopsja z biodra wykluczyla ta straszna chorobe. Co prawda powiedziano nam, ze 100% pewnosc mozna miec po przeprowadzeniu biopsji z miejsca zlamania, ale do tej pory nikt sie tego nie podjal...Przez 2 tyg mama byla w szpitalu, gdzie przebadano ja w kierunku przerzutow, tylko ze nikt nie zajal sie jej kregoslupem. Jedyna 'pomoca' jest gorset, w ktorym mama chodzi juz od 6 miesiecy....Od tego czas nikt nie intersuje sie zdrowiem mojej mamy, nie mowiac juz o operacji- kazdy neurochirug odsyla nas z kwitkiem, a jeden powiedzial wprsost, ze stan jest tak fatalny, ze operacja nie da zadej gwarancji powrotu do zdrowia. Czy takie traktowanie pacjenta jest w ogole mozliwe? Co zrobc jesli nikt nie chce pomoc? Myslalam o leczniu za granica, ale watpie zeby ktorykolwiek z tych lekarzy podpisal sie pod takiem podaniem. Bardzo prosze o pomoc. Mama jest coraz slabsza i od 7 miesiecy jest prawie non stop przykuta do lozka.