Osiem lat temu miałam przeprowadzone dwa zabiegi usunięcia kamieni z lewej nerki. W grudniu ubiegłego roku podczas usg jamy brzusznej przypadkowo wykryto mi gaz na lewej nerce. W badaniu TK widać guz o średnicy ok 4 cm ulokowany w lewej górnej części nerki. Oprócz tomografii miałam przeprowadzone kompleksowe badania i wyniki nie budzą żadnych zastrzeżeń. Wszystkie inne narządy są bez zmian. Lekarz stwierdził, że szansa na wyleczenie jest ok 96 procent i że całkowicie mogę pozbyć się problemu. Niestety, na rożnych forach czytałam, że nawet o wiele mniejsze guzy dawały przeżuty i tak naprawdę nikt z osób piszących nie stwierdził jednoznacznie, że pozbył się problemu. U niektórych przerzuty wystąpiły nawet po 10 latach od usuniecie nowotworu. Zastanawiam się czy jest sens aby walczyć, gdy z góry wiadomo, że wcześniej czy później choroba powróci. Najgorszy jest chyba ten stres kiedy człowiek żyje z myślą, że któregoś dnia rak znów zakatuje i cię pokona. Dzisiaj mam 50 lat i lekarze traktują mnie jak pacjentkę, której należało by pomóc. Ale gdy rak pojawi się za kilka lub kilkanaście lat to będę skazana na pewną śmierć, bo te pieniądze szpital będzie wolał przeznaczyć na leczenie młodszej osoby. Wiem jak była traktowana moja mama, u której w wieku 65 lat wykryto raka pęcherza. Wszystkie badania miała przeprowadzone prywatnie, bo w ramach NFZ musiała by czekać miesiącami. Kiedy umierała, to siedzieliśmy przy niej do samego końca, bo przekonaliśmy się, że po naszym wyjściu nikt się nią nie interesował. Słyszeliśmy od pacjentów, że nieraz całą noc prosiła o lek przeciw bólowy i do samego rana nikt nie przyszedł, aby ulżyć jej w cierpieniu. Mam nowotwór nerki i taką przyszłość przed sobą. A więc czy warto....?