+ Odpowiedz na ten temat
Pokaż wyniki od 1 do 5 z 5

Temat: Rak czy paranoja w głowie BŁAGAM O PILNĄ POMOC ! >> ciąg dalszy

  1. #1
    pawelekt jest nieaktywny
    Nowy użytkownik
    Zarejestrowany
    Jan 2015
    Postów
    8

    Rak czy paranoja w głowie BŁAGAM O PILNĄ POMOC ! >> ciąg dalszy

    Witam!

    Mam 44 lata, mężczyzna, nadwaga (ok100kg), mieszkam w dużym mieście. Nigdy na nic poważnego nie chorowałem. Nie pracuję ale mam kupę stresów i fobii. Mam żonę i 2 kochanych synków.

    Trochę o sobie z życia:
    Nigdy nie miałem żadnych problemów gastrycznych itd.
    Zazwyczaj wypróżnianie 1 x dziennie w godzinach przedpołudniowych, czasem po dużych ilościach jedzenia także po południu / wieczorem. A jadałem przez ostatnie 15 lat dużo, niezdrowo (fast foody, smażone na kość mięso, mielone, przypieczony grill, jaja zawsze bardzo na twardo, dużo przypraw, soli cukru itd a dodatkowo b często chipsy ziemniaczane czasem kukurydziane. Oczywiście te słone. Do tego pijałem n.dużo coli z biedronki bo mi smakowała. Generalnie napoje gazowane kolorowe słodkie, czasem piwo, rzadziej wódka. Do tego uwielbiałem białą czekoladę... Oczywiście zero jabłek, owoce to raczej tylko arbuz czy melon głównie latem, czasem jakaś rzepa, jadłem np sporo pomidorów ale z mozzarellą i solą, jadałem sałatki itd ale z majonezem, kanapki z majonezem i żółtym serem... a ostatnio jadłem sporo serów pleśniowych gównie gorgonzola, którą uwielbiałem. Śniadanie zazwyczaj ok. 10 rano obfite - np 3 - 4 duże pajdy chleba białego z szynką / salami i żółtym serem i majonezem albo innym sosem gotowcem, czasem na wierzch jeszcze pomidor. Obiad zazwyczaj smażone piersi kurczaka, smażone na podeszwę, przypalone czasem kotlety mielone z wołowiny lub wieprzowiny, czasem gulasz wieprzowy, często spaghetti z sosami pomidorowymi Dolmio lub ostatnio Pudliszki ale zasypane na bogato tartym żółtym serem zwykłym. Zupy czasem tak, głównie rosół lub barszcz czasem jarzynowe a także zupy kremy z brokułów itd ale one z podbudowie serka topionego. Na obiad zjadałem także sórówki np z kapusty pekińskiej lub rzepy czarnej ale wszystko to ze śmietaną i solą. Ryby max raz w tygodniu i to tak od 3 lat bo się uparłem. Przez dłuższy czas była to głównie tilapia smażona na patelni na oleju rzepakowym, na brązowo. Do tego frytki z frytkownicy, często domowe z ziemniaka ale kupne też się zdarzały. Czasem gotowe danko mrożone typu "warzywa na patelnię" czy jakaś paella itd, głównie z Lidla. Kolacja to było przeżycie. Od bardzo dawna zjadałem np całą pizzę ociekającą gorgonzolą czy innym serem na raz. Najadałem się nieraz tak, że od razu musiałem iść na toaletę bo mi się nie mieściło. Nigdy żadnych problemów gastrycznych... Owszem wzdęcia, kosmiczne bąki nieraz śmierdzące tak, że historia, no ale cale to jedzenie nafaszerowane benzoesanem sodu, cebulą czosnkiem itd... Do tego gazowana cola... musiało tak być (chyba?) Przy tym wszystkim niemal zero ruchu, wszędzie autem, dużo siedzącego życia przed komputerem. Sport to 2 tyg w roku narty i powiedzmy sporadyczne wyjścia na siatkówkę latem. Spacer może raz w tygodniu z psem lub dziećmi ale nie za długi. Męka Pańska z wchodzeniem po schodach, generalnie słabo z ruchem, choć do zdechlaków nie należę. Cóż.

    Pierwszy "schodek" :
    Pewnym przełomem choć niestety nie na długo, była jesień 2012r kiedy mój 4,5 letni synek zachorował na ALL (białaczkę). Potężny stres, pierwsze przemyślenia co do tego co jem itd... Tu dodam, że stres towarzyszył mi od 2009r kiedy popadłem w konflikt z sąsiadami w kamienicy co skutkowało "wojenką" strachem przed podkablowaniem na US itd... (jestem bezrobotny z wyboru ale lubię dłubać w garażu co im się nie podobało). Potem doszedł stres związany z podobną sprawą o ten mój garaż stojący częściowo na granicy z pewną Wspólnotą Mieszkaniową co im się nie podobało. A ja.. nerwus, nakręcam się to i stres gotowy. Ale wracając jeszcze do stresu związanego z chorobą syna.
    Trafił na hematologię 25.11.12. Strach, niedowierzanie, dlaczego on.. przecież to nie nas...
    Przestałem jeść... dopiero po kilku dobrych dniach zacząłem nieśmiało pojadać.. co..? Ano prażynki krewetkowe. Gdzieś wyczytałem że to zdrowsze od zwykłych chipsów, bo bez przypraw itd... Pamietam, że w tym okresie (powiedzmy do Świąt BN) schudłem nieco, nie pamiętam dokładnie ile ale powiedzmy, że ok 8, może 10 kilo. Pamiętam, że spodnie z tyłka mi spadały. Wyciągałem stare.
    Po nowym roku okazało się, że co prawda synek jeszcze w szpitalu pozostanie na chemioterapii do lata ale leczenie idzie super i są wielkie szanse na powrót do zdrowia. Stres pomału odpuszczał a ja jadłem coraz więcej. Niestety powróciły chipsy i cola. Co prawda niby to więcej jadałem warzyw ale znalazłem kolejną pyszność - kebab i to cielęcy. Nie jadałem go codziennie ale raz w tygodniu się zdarzało. Do tego dość często zjadałem np 1kg kołdunów na raz - gotowych oczywiście.
    Jak zwykle powróciły nocne sute kolacje z pizzą na czele.
    Latem 2014 ważyłem już nieco ponad 100kg. a spodnie dopinałem na siłę. Latem też mniej chodziłem w jeansach za to nosiłem luźne ciuszki na gumkach. Nawet nie zauważyłem jak się spasłem. Po wakacjach
    zauważyłem, że ciężko mi buty zawiązać. Brzuch po prostu przeszkadzał. Muszę tu dodać, że nie byłem cały gruby ale bęben miałem wydęty jak piwosz.
    Wciąż zero problemów gastrycznych.
    Wszystko to trwało z mniejszymi lub większymi zmianami do 20 listopada 2014r.

    Przełom:

    Dokładnie 19 listopada 2014 podczas porannej defekacji (zazwyczaj miewałem dość twardy kał choć nie były to zaparcia) zauważyłem na papierze toaletowym 2 czerwone plamki krwi.



    Strach! W jednej chwili przypomniałem sobie mojego ojca, który 10 lat wcześniej zmarł między innymi mając raka jelita grubego. Padł na mnie blady strach. Dla pewności onejrzałem jeszcze to co pływało w toalecie. Był to dość zbity baton kałowy (3szt) o długościach ok 7cm każdy, koloru jasnobrązowego. Na jednym w połowie była jakby otoczka tej krwi ale spłynęła z wodą podczas gdy go wyciągałem z muszli. Rozgniotłem to jeszcze w papierze. W środku raczej nie było nic. Kał był "ładny" taki sam jak pozostałe dwa kawałki. Porobiłem zdjęcia. Widziała to na żywo tylko moja żona i mama. Obie twierdzą że to jest jasna, świeża krew. Padła sugestia, że to na pewno hemoroidy, żebym się nie stresował żadnym rakiem.
    Ponieważ nie dałem do końca wiary zasięgnąłem języka u onkologa. Pokazałem fotki. Oczywiście żadnych gwarancji nie ma ale to raczej hemoroida, może szczelina odbytu a najpewniej jakieś "krwawnięcie" ze śluzówki jelita spowodowane przeciskaniem się twardego kału.
    Dzień później poszedłem do lekarza pierwszego kontaktu. Pani doktor zrobiła mi badanie per rectum i stwierdziła, że nie ma powodu do niepokoju bo tam nic nie ma. Co prawda wyczuła palcem jakieś minimalne zgrubienie (ale nie pamiętam w którym dokładnie miejscu) lecz powiedziała, że to np może być hemoroida, być może nawet ta co upuściła krew. Nieco odetchnąłem, jednak przypomniałem sobie że przecież mój ojciec zmarł mają RJG. Jemu resekowali część jelita bo mu zablokowało światło jelita zupełnie. No ale on miał 74 lata, miażdżycę, wieńcówkę, głęboką cukrzycę a dodatkowo rok wcześniej przeszedł udar mózgu. Wyszedł z niego ale brał leki przeciwzakrzepowe. Po operacji RJG nie zrastało się coś tam, trafił ponownie na stół, gdzie dopadł go kolejny udar mózgu i już się więcej nie wybudził... Czy zatem zmarł na RJG? Może pożyłby jeszcze kilka lat kto wie.
    Nie mniej jednak ta historia spowodowała, że moja Pani doktor dała mi skierowanie na kolonoskopię.
    Niestety okazało się, że na NFZ trzeba będzie czekać dobre kilka miesięcy, prawie rok. Mowa oczywiście o polecanym szpitalu itd.
    Był to okres przedświąteczny, zalatani, zabiegani... wciąż coś. Ze mną nic się dalej nie działo. Powoli niby zapominałem o sprawie. Stwierdziłem, ze zrobię te kolonoskopię prywatnie po świętach. Wciąż nic się nie działo z moim brzuchem. Wypróżnienia w normie.
    Zmiana natomiast była żywieniowa. Od 20 listopada odstawiłem całkowicie wszelkiej maści chipsy, chrupki i inne śmieciowe jedzenie. Odstawiłem także colę i napoje kolorowe. W ich miejsce kupiłem kwas chlebowy i podpiwek (trochę Oboloń, trochę polski z browaru). Piłem je ale bez przesady do 24grudnia.
    W jedzeniu zmieniłem jednak bardzo dużo. Ograniczyłem smażone danie na rzecz robionych w piekarniku w folii alu. Okazało się, że pyszne! Prawdę mówiąc takie dania, zwłaszcza ryby robiłem już wcześniej ale nie często. Teraz częściej. Od 20 listopada zacząłem pić zieloną herbatę w miejsce kawy rozpuszczalnej Nescafe którą piłem ze 3 x na dzień - (na kubek używałem 4 łyżeczek cukru!).
    Zacząłem także jeść więcej warzyw, duszonych na patelni w oleju ale nie spalonych. Przestałem jeść białą czekoladę, mniej jadłem majonezów itd. Częściej jedliśmy duszone ryby z piekarnika z folii ale teraz łososia i pstrągi. Utrzymałem jednak bułki pszenne jako pieczywo, choć przekonałem się do ciemnego chleba. Przestałem suto najadać się na kolację, choć pizza się kilka razy zdarzyła. Zacząłem jeść dużo sałaty, pomidorów,ogórków, papryki świeżej, ziół itd najczęściej w postaci sałatki z dodatkiem fety lub mozzarelli i sosów typu vinaegret.

    Drugi "schodek" stresowy:

    19 grudnia wieczorem nasz pies (który od 2 lat żył już na kredyt z racji różnych schorzeń, ślepoty i wieku) dostał jakiegoś paraliżu. Myślałem że to koniec. Stres! Strach, że umrze nam na rekach.. cała noc z żoną go masowaliśmy... odżył. Żyje do dziś.
    Tej samej nocy wszedł do pokoju nasz synek i stwierdził, że się źle czuje. Maił gorączkę. Pierwsza taka historia od wyjścia ze szpitala. Następny dzień... gorączka coraz wyższa.. pod 40C...
    Źle się to kojarzyło.. Stres kolejny. kazali wracać do szpitala. Badania krwi, kału powiewy.. nic nie wiedzą... Stres znów....

    Ciąg dalszy poniżej:

  2. #2
    pawelekt jest nieaktywny
    Nowy użytkownik
    Zarejestrowany
    Jan 2015
    Postów
    8

    W Wigilię wyszli. Jest dobrze.
    Tego dnia od rana nie mogłem się załatwić.
    Przy Wigilii... jadłem ale czułem jakbym miał korek. Dzień wcześniej sporo zjadłem i zazwyczaj powinno już dawno "pójść" a tu nic.
    Tak minęły dwa kolejne dni. Zauważyłem, że z lewej i prawej strony brzucha na linii tak z 5cm poniżej pępka coś mnie jakby gniecie. Nie boli... ale jakby uciska. Tak jakby ktoś włożył mi pięść do jelita i obracał lekko. Określiłbym to jako dyskomfort. Do tego po drugim dniu doszły bardzo niewyraźne lekkie pobolewanie (ale krótkie takie "bóliki") jakby ukłucia delikatne w tych miejscach. Miałem wrażenie jakby gazy się przemieszczały. Czuć było także bąbelkowanie jakieś takie jakby cmoknięcia wewnątrz.
    Gazy odchodziły małymi porcyjkami, nie tak jak kiedyś.
    I w tym momencie zaczyna się mój "dramat". Wszedłem do internetu i zacząłem czytać... czytać ...
    Wszelkie te objawy dały obraz - RJG!

    WYSTRASZYŁEM SIĘ tego. Bardzo. Nie wiem co robić.....Strach przejął nade mną kontrolę. Im więcej czytałem tym gorzej. Pojawił się dziwny kolkowy ucisk w prawym boku, podobny do tego jaki miewam jeśli się np przebiegnę. Przypomniałem sobie także, że od ponad pół roku bolą mnie często (ale nie ciągle) plecy w krzyżu. Dodałem ten objaw... i RJG !
    Przestałem jeść... tzn jadłem i ale żona twierdzi, że jak wróbelek. Przestraszyłem się, że mam RJG i zatkało mi jelito i jak się najem to może pęknąć... czy coś.. a w głowie wciąż ojciec z wielkim nadętym brzuchem... STRES TAKI JAKIEGO NIE MIAŁEM NAWET KIEDY SYN ZACHOROWAL NA ALL !!!

    Aha.. od świąt pijałem także niemal nałogowo herbatki Verdin Fix i co jakiś czas połykałem tabletki ziołowe Verdin Complex, które miały poprawić perystaltykę jelit. Odstawiłem wszelkie gazowane napoje w tym także kwas chlebowy i podpiwek. Od jakiegoś czasu a teraz więcej piję soku pomidorowego i wielowarzywnego, które można kupić w Biedronce. Przerzuciłem się także na soki DrWitt (jabkowy, ananasowy itd).
    Na trzeci czy czwarty dzień kupiłem Dulcobis.
    W nocy pobulgotało w brzuchu rano cała micha... Kał jasnobrązowy, nieco nadziany powietrzem ale w całości, grubości prawidłowej ok 2 - 2,5cm. Niemal jednolita masa, na samym początku było kilka zlepionych bobków a na samym końcu nieco rzadsza konsystencja ale nie biegunkowa
    27 grudnia postanowiłem zrobić badania krwi, moczu i kału.
    Morfologia krwi niczego nie wykazała. Wyniki bdb.
    Mocz wszystko OK jedynie nieco podwyższone PH do 7
    Kał także "czysty", posiewy kału i moczu nie wykazały nic.
    Kolejne badanie dzień później na krew utajoną. Także nic nie wykazało. Badania przeprowadzałem w laboratorium w Swiss Med.
    Kilka dni później zrobiłem tam USG jamy brzucha, które także nic nie wykazało. Jedyny minus to otłuszczenie wątroby. Tu znów STRES, bo wbiło mi się do łba, że może się pomylili i że to może jest naciek nowotworowy na wątrobę... Znajoma onkolog szybko to jednak zdementowała.
    Do 15 stycznia wszystko szło jakby nieźle. Bardzo mało jadłem. Co prawda miałem taki głodek w przełyku i ssanie ale ze strachu przed RJG nie jadłem prawie nic. Jakaś malutka kanapeczka rano.. jakaś parówka... obiad czasem.. pstrąg z folii (jeden)... lub duszona pierś kurczaka. Kolacje niewiele i głównie sałata lodowa z sosem vinegret.
    Wypróżnienia miałem niby codziennie już bez Dulcobisu. Mało ale pewnie dlatego, że mało jem. Po wypróżnieniu ulga brzuchu. Po zjedzeniu czy wypiciu wody dyskomfort się pojawiał. W nocy nie boli nic, śpię spokojnie.
    Podczas badań krwi w SwissMedzie umówiłem się także na kolonoskopię do poleconego mi przez znana onkolog Gdańską dr Jasińskiego.
    Kolonoskopia miała się odbyć 14 stycznia o 15. Wszystko przygotowałem, stosowałem się do diety.. w zasadzie nic nie jadłem ze strachu przez nieznanym. Dwa dni przed zabiegiem niestety zapomniałem się i zjadłem wieczorem sałatkę z.. pomidorem. Dyskwalifikacja. Przekładamy, bo pestki mogą sfałszować obraz. Trudno. Następny wolny termin 26 stycznia. Dobrze, że nie wykorzystałem Fortransu.
    Dzień później kolejny 15.styczeń - MEGASTRES! Miałem jechać z psem do weterynarza na zastrzyk. Zjeżdżam z chodnika na ulicę - pusto było ale ktoś wyprzedzał autobus stojący na przystanku i .. łup. Moje uno do kasacji, przeżyłem, pies też. Policja, jestem winny.. STRES kolejny i mandat 500zł,- w plecy.
    Nawet nie zauważyłem kiedy to wszystko się stało. Doszło do mnie tyko, że się udało i żyjemy.
    STRES STRASZNY. Znów zacząłem grzebać w internecie. Znów dół bo kolejny objaw to też RJG!
    Wtedy wszedłem na wagę domową. Szok. Pokazała mi 86kg.. Po chwili... 83 a za chwilkę 89.. Zepsuta. Poszedłem do mamy na starą łazienkowa wagę mechaniczną.. 92kg... ale mama woła że ona zaniża... Niestety nie pamiętam ile ważyłem dokładnie przed całą tą historią czyli przed 19 listopada. Wydaje mi się, że jakieś 102 kg.. ale ważone na tej mojej zepsutej wadze elektronicznej... Ile na prawdę zatem nie wiem.
    Zacząłem znów ryć w internecie. Spadek masy.... RJG ! STRAAACH!
    Wszyscy mi mówią, że przecież chłopie nie jesz prawie nic. W każdym razie nie tyle co wcześniej.
    Pojechałem do apteki w Carrefour mają tam wagę stacjonarną. Ponoć dokładna. Zważyłem się 96,800kg... Ufff nieco ulżyło zakładając że te 102kg wcześniej to prawda. Od razu pojechałem tez do drugiej apteki w Tesco, gdzie mają taką samą wagę. Pomiar... 96,500kg.
    Zatem 300g różnicy. Czyli wagi są raczej OK. Po powrocie do domu konfrontacja z wagą mamy - 92kg.
    Było to w sobotę 17 stycznia.
    Następne ważenie w aptece w poniedziałek - waga 95,600 > 1kg w dwa dni...??? STRACH! Chudnę! Utrata masy ciała.
    Kolejny pomiar dzień później 95,100 --- załamany jestem!
    Kolejny wczoraj >> 94,600
    Dziś rano >> 93,800
    Ostatnie wypróżnienie było przed wczoraj z rana. Oddałem dwa miękkie papkowate stolce koloru jasnobrązowego. Pierwszy był jak kupa niemowlaka rzadka ale nie biegunkowa, ale dzień wcześniej wypiłem Activię śliwkową i zjadłem 2 tabletki Verdin fix. Rano zjadłem także 5 parówek z ajvarem, który zawsze mnie nieźle czyścił. (Głodny rano byłem jak pies). Drugie wypróżnienie ze dwie godziny później po wypiciu szklanki ciepłej wody. Kał rozstrzelony na fragmenty, niestrawione resztki ajvaru (skórka od papryki głównie) kolor jasnobrązowoszarawy po przeplatany sporą ilością galaretowatej substancji (śluz??) o kolorze lekko bursztynowym ale nie różowym czy czerwonym.
    Żona, która widziała to co zrobiłem powiedziała, że to "zwykła sraczka". Ja jednak chyba takiej nie miałem.
    Po tej defekacji nic więcej ze mnie nie wyszło. Bałem się, że to wstęp do biegunki. Poszedłem spać w dzień, po kilku godzinach snu nic nie czułem w brzuchu poza głodem.
    Na obiad zjadłem 3 cieniutkie plastry (ok 1mm grubości) duszonej piersi kurczaka. Może było tego ze 100-150gram. Do tego dwa malutkie ziemniaczki.
    Po zjedzeniu po jakimś czasie znów uczucie jakby lekkiej kolki w prawym boku. W nocy nic. Brzuch miękki.
    Aha od kiedy odstawiłem napoje słodkie i gazowane to mniej chce mi się pić. Wodę piję bo muszę. generalnie niby jestem odwodniony. Znów lekko bolą plecy w krzyżu, zwłaszcza przy długim siedzeniu przy komputerze.
    Rano podczas wstawania łóżka poczułem delikatne ukłucie w lewym dolnym podbrzuszu. Tak jakbym miał coś w jelicie. Samo nie boli. Tylko jak się mocno wygnę do tyłu i skręcę.
    Dziś znów spałem dodatkowo w dzień. 4h. Nie jestem zmęczony czy osłabiony. Po prostu uciekam pod kołdrę i w sen, żeby nie myśleć o tym co może się okazać w poniedziałek.
    Dziś na śniadanie zjadłem jedną mandarynkę. Na obiad ok 16 zjadłem plasterek duszonej piersi kury o wymiarach 10 x 5cm i grubości ok 8mm. Zjadłbym więcej ale się boję...
    Wieczorem zjadłem RISO Mullera - taki jakiś słodki mleczny deser z ryżem. Wypiłem ok 0,5L wody niegazowanej oczywiście.
    Ok 22 nieco na siłę wycisnąłem mały odcinek kału o dł. ok. 6cm i grubości ok 2cm. Koloru jasnobrązowego nez śluzu za to z widoczną niestrawioną częścią miąższu mandarynki.. tylko teraz nie wiem czy dzisiejszej cz wczorajszej..;-)

    Jest 2:20 w nocy.. Wyspałem się w dzień to nie chce mi się jeszcze spać.

    Ogólnie tak:

    1. Nie jestem blady...
    2. Wg morfologii krwi nie mam niedokrwistości
    3. Nie znaleźli krwi utajonej w kale (badanie było tylko raz!)
    4. Od 19 listopada nie zauważyłem (a oglądam bardzo dokładnie - wręcz rozgrzebuję w misce każdy odchód) żadnej krwi jawnej. Nie przypominam sobie też jakiegokolwiek krwawienia wcześniej a raczej sprawdzam co zrobiłem - nie dotyczy to pobytu w domku letniskowym gdzie mam wychodek i czarną dziurę.
    5. Opisany przeze mnie dyskomfort w brzuchu nie jest specjalnie uciążliwy i o ile o nim nie myślę to go nie czuję.
    6. Nie boli mnie przełyk, wątroba, żołądek itd...
    7. Nie boli mnie odbyt.
    8. Nie mam zawrotów głowy.
    9. Wcześniej zdarzające się często migrenowe bóle głowy ustały natychmiast po odstawieniu Coli chipsów itd. - spadło mi także ciśnienie krwi - wcześniej norma 150/100 teraz 120 / 90 /80... ;-)
    10. Generalnie chyba dawno nie czułem się lepiej fizycznie.
    11. Schudłem minimum 8-10kg w ciągu minimum miesiąca choć myślę, że około dwóch.
    12. Jestem absolutnie przerażony opcją RJG boję się dnia zabiegu i możliwej niepomyślnej diagnozy.
    13. Wg wszystkich bardzo mało jem ale też mało wychodzę z domu i wciąż siedzę przy komputerze.
    14. Wydaje mi się że jednak mało piję wody. Dwa ostatnie dni miałem w kółko wrażenie pełnego pęcherza ale moczu było b mało. Dziś jest OK.
    15. Mam zimne dłonie. i choć w domu ciepło to mam czasem wrażenie, że mi zimno.


    Czy mogę poprosić o jakąś diagnozę.... Czy mam RJG czy to psychoza jakaś...?
    Czy stres jakiego doznałem i doznaję może spowodować takie dolegliwości...?
    Czy przy takim odżywianiu jak teraz mogę tracić po 1kg dziennie...??
    Czemu mnie w święta zblokowało z wypróżnianiem i teraz znów też... chyba...?
    Czyto w ogóle jest zaparcie / biegunka czy tylko mi się tak wydaje....??


    To RJG czy hipochondria....? A może jeszcze coś innego...?

    Błagam o poradę bo jestem na krawędzi zdrowia psychicznego i szaleństwa.
    Do poniedziałku zwariuję!

  3. #3
    pawelekt jest nieaktywny
    Nowy użytkownik
    Zarejestrowany
    Jan 2015
    Postów
    8

    W Wigilię wyszli. Jest dobrze.
    Tego dnia od rana nie mogłem się załatwić.
    Przy Wigilii... jadłem ale czułem jakbym miał korek. Dzień wcześniej sporo zjadłem i zazwyczaj powinno już dawno "pójść" a tu nic.
    Tak minęły dwa kolejne dni. Zauważyłem, że z lewej i prawej strony brzucha na linii tak z 5cm poniżej pępka coś mnie jakby gniecie. Nie boli... ale jakby uciska. Tak jakby ktoś włożył mi pięść do jelita i obracał lekko. Określiłbym to jako dyskomfort. Do tego po drugim dniu doszły bardzo niewyraźne lekkie pobolewanie (ale krótkie takie "bóliki") jakby ukłucia delikatne w tych miejscach. Miałem wrażenie jakby gazy się przemieszczały. Czuć było także bąbelkowanie jakieś takie jakby cmoknięcia wewnątrz.
    Gazy odchodziły małymi porcyjkami, nie tak jak kiedyś.
    I w tym momencie zaczyna się mój "dramat". Wszedłem do internetu i zacząłem czytać... czytać ...
    Wszelkie te objawy dały obraz - RJG!

    WYSTRASZYŁEM SIĘ tego. Bardzo. Nie wiem co robić.....Strach przejął nade mną kontrolę. Im więcej czytałem tym gorzej. Pojawił się dziwny kolkowy ucisk w prawym boku, podobny do tego jaki miewam jeśli się np przebiegnę. Przypomniałem sobie także, że od ponad pół roku bolą mnie często (ale nie ciągle) plecy w krzyżu. Dodałem ten objaw... i RJG !
    Przestałem jeść... tzn jadłem i ale żona twierdzi, że jak wróbelek. Przestraszyłem się, że mam RJG i zatkało mi jelito i jak się najem to może pęknąć... czy coś.. a w głowie wciąż ojciec z wielkim nadętym brzuchem... STRES TAKI JAKIEGO NIE MIAŁEM NAWET KIEDY SYN ZACHOROWAL NA ALL !!!

    Aha.. od świąt pijałem także niemal nałogowo herbatki Verdin Fix i co jakiś czas połykałem tabletki ziołowe Verdin Complex, które miały poprawić perystaltykę jelit. Odstawiłem wszelkie gazowane napoje w tym także kwas chlebowy i podpiwek. Od jakiegoś czasu a teraz więcej piję soku pomidorowego i wielowarzywnego, które można kupić w Biedronce. Przerzuciłem się także na soki DrWitt (jabkowy, ananasowy itd).
    Na trzeci czy czwarty dzień kupiłem Dulcobis.
    W nocy pobulgotało w brzuchu rano cała micha... Kał jasnobrązowy, nieco nadziany powietrzem ale w całości, grubości prawidłowej ok 2 - 2,5cm. Niemal jednolita masa, na samym początku było kilka zlepionych bobków a na samym końcu nieco rzadsza konsystencja ale nie biegunkowa
    27 grudnia postanowiłem zrobić badania krwi, moczu i kału.
    Morfologia krwi niczego nie wykazała. Wyniki bdb.
    Mocz wszystko OK jedynie nieco podwyższone PH do 7
    Kał także "czysty", posiewy kału i moczu nie wykazały nic.
    Kolejne badanie dzień później na krew utajoną. Także nic nie wykazało. Badania przeprowadzałem w laboratorium w Swiss Med.
    Kilka dni później zrobiłem tam USG jamy brzucha, które także nic nie wykazało. Jedyny minus to otłuszczenie wątroby. Tu znów STRES, bo wbiło mi się do łba, że może się pomylili i że to może jest naciek nowotworowy na wątrobę... Znajoma onkolog szybko to jednak zdementowała.
    Do 15 stycznia wszystko szło jakby nieźle. Bardzo mało jadłem. Co prawda miałem taki głodek w przełyku i ssanie ale ze strachu przed RJG nie jadłem prawie nic. Jakaś malutka kanapeczka rano.. jakaś parówka... obiad czasem.. pstrąg z folii (jeden)... lub duszona pierś kurczaka. Kolacje niewiele i głównie sałata lodowa z sosem vinegret.
    Wypróżnienia miałem niby codziennie już bez Dulcobisu. Mało ale pewnie dlatego, że mało jem. Po wypróżnieniu ulga brzuchu. Po zjedzeniu czy wypiciu wody dyskomfort się pojawiał. W nocy nie boli nic, śpię spokojnie.
    Podczas badań krwi w SwissMedzie umówiłem się także na kolonoskopię do poleconego mi przez znana onkolog Gdańską dr Jasińskiego.
    Kolonoskopia miała się odbyć 14 stycznia o 15. Wszystko przygotowałem, stosowałem się do diety.. w zasadzie nic nie jadłem ze strachu przez nieznanym. Dwa dni przed zabiegiem niestety zapomniałem się i zjadłem wieczorem sałatkę z.. pomidorem. Dyskwalifikacja. Przekładamy, bo pestki mogą sfałszować obraz. Trudno. Następny wolny termin 26 stycznia. Dobrze, że nie wykorzystałem Fortransu.
    Dzień później kolejny 15.styczeń - MEGASTRES! Miałem jechać z psem do weterynarza na zastrzyk. Zjeżdżam z chodnika na ulicę - pusto było ale ktoś wyprzedzał autobus stojący na przystanku i .. łup. Moje uno do kasacji, przeżyłem, pies też. Policja, jestem winny.. STRES kolejny i mandat 500zł,- w plecy.
    Nawet nie zauważyłem kiedy to wszystko się stało. Doszło do mnie tyko, że się udało i żyjemy.
    STRES STRASZNY. Znów zacząłem grzebać w internecie. Znów dół bo kolejny objaw to też RJG!
    Wtedy wszedłem na wagę domową. Szok. Pokazała mi 86kg.. Po chwili... 83 a za chwilkę 89.. Zepsuta. Poszedłem do mamy na starą łazienkowa wagę mechaniczną.. 92kg... ale mama woła że ona zaniża... Niestety nie pamiętam ile ważyłem dokładnie przed całą tą historią czyli przed 19 listopada. Wydaje mi się, że jakieś 102 kg.. ale ważone na tej mojej zepsutej wadze elektronicznej... Ile na prawdę zatem nie wiem.
    Zacząłem znów ryć w internecie. Spadek masy.... RJG ! STRAAACH!
    Wszyscy mi mówią, że przecież chłopie nie jesz prawie nic. W każdym razie nie tyle co wcześniej.
    Pojechałem do apteki w Carrefour mają tam wagę stacjonarną. Ponoć dokładna. Zważyłem się 96,800kg... Ufff nieco ulżyło zakładając że te 102kg wcześniej to prawda. Od razu pojechałem tez do drugiej apteki w Tesco, gdzie mają taką samą wagę. Pomiar... 96,500kg.
    Zatem 300g różnicy. Czyli wagi są raczej OK. Po powrocie do domu konfrontacja z wagą mamy - 92kg.
    Było to w sobotę 17 stycznia.
    Następne ważenie w aptece w poniedziałek - waga 95,600 > 1kg w dwa dni...??? STRACH! Chudnę! Utrata masy ciała.
    Kolejny pomiar dzień później 95,100 --- załamany jestem!
    Kolejny wczoraj >> 94,600
    Dziś rano >> 93,800
    Ostatnie wypróżnienie było przed wczoraj z rana. Oddałem dwa miękkie papkowate stolce koloru jasnobrązowego. Pierwszy był jak kupa niemowlaka rzadka ale nie biegunkowa, ale dzień wcześniej wypiłem Activię śliwkową i zjadłem 2 tabletki Verdin fix. Rano zjadłem także 5 parówek z ajvarem, który zawsze mnie nieźle czyścił. (Głodny rano byłem jak pies). Drugie wypróżnienie ze dwie godziny później po wypiciu szklanki ciepłej wody. Kał rozstrzelony na fragmenty, niestrawione resztki ajvaru (skórka od papryki głównie) kolor jasnobrązowoszarawy po przeplatany sporą ilością galaretowatej substancji (śluz??) o kolorze lekko bursztynowym ale nie różowym czy czerwonym.
    Żona, która widziała to co zrobiłem powiedziała, że to "zwykła sraczka". Ja jednak chyba takiej nie miałem.
    Po tej defekacji nic więcej ze mnie nie wyszło. Bałem się, że to wstęp do biegunki. Poszedłem spać w dzień, po kilku godzinach snu nic nie czułem w brzuchu poza głodem.
    Na obiad zjadłem 3 cieniutkie plastry (ok 1mm grubości) duszonej piersi kurczaka. Może było tego ze 100-150gram. Do tego dwa malutkie ziemniaczki.
    Po zjedzeniu po jakimś czasie znów uczucie jakby lekkiej kolki w prawym boku. W nocy nic. Brzuch miękki.
    Aha od kiedy odstawiłem napoje słodkie i gazowane to mniej chce mi się pić. Wodę piję bo muszę. generalnie niby jestem odwodniony. Znów lekko bolą plecy w krzyżu, zwłaszcza przy długim siedzeniu przy komputerze.
    Rano podczas wstawania łóżka poczułem delikatne ukłucie w lewym dolnym podbrzuszu. Tak jakbym miał coś w jelicie. Samo nie boli. Tylko jak się mocno wygnę do tyłu i skręcę.
    Dziś znów spałem dodatkowo w dzień. 4h. Nie jestem zmęczony czy osłabiony. Po prostu uciekam pod kołdrę i w sen, żeby nie myśleć o tym co może się okazać w poniedziałek.
    Dziś na śniadanie zjadłem jedną mandarynkę. Na obiad ok 16 zjadłem plasterek duszonej piersi kury o wymiarach 10 x 5cm i grubości ok 8mm. Zjadłbym więcej ale się boję...
    Wieczorem zjadłem RISO Mullera - taki jakiś słodki mleczny deser z ryżem. Wypiłem ok 0,5L wody niegazowanej oczywiście.
    Ok 22 nieco na siłę wycisnąłem mały odcinek kału o dł. ok. 6cm i grubości ok 2cm. Koloru jasnobrązowego nez śluzu za to z widoczną niestrawioną częścią miąższu mandarynki.. tylko teraz nie wiem czy dzisiejszej czy wczorajszej.... ?

    Pytania poniżej:

  4. #4
    pawelekt jest nieaktywny
    Nowy użytkownik
    Zarejestrowany
    Jan 2015
    Postów
    8

    Ogólnie tak:

    1. Nie jestem blady...
    2. Wg morfologii krwi nie mam niedokrwistości
    3. Nie znaleźli krwi utajonej w kale (badanie było tylko raz!)
    4. Od 19 listopada nie zauważyłem (a oglądam bardzo dokładnie - wręcz rozgrzebuję w misce każdy odchód) żadnej krwi jawnej. Nie przypominam sobie też jakiegokolwiek krwawienia wcześniej a raczej sprawdzam co zrobiłem - nie dotyczy to pobytu w domku letniskowym gdzie mam wychodek i czarną dziurę.
    5. Opisany przeze mnie dyskomfort w brzuchu nie jest specjalnie uciążliwy i o ile o nim nie myślę to go nie czuję.
    6. Nie boli mnie przełyk, wątroba, żołądek itd...
    7. Nie boli mnie odbyt.
    8. Nie mam zawrotów głowy.
    9. Wcześniej zdarzające się często migrenowe bóle głowy ustały natychmiast po odstawieniu Coli chipsów itd. - spadło mi także ciśnienie krwi - wcześniej norma 150/100 teraz 120 / 90 /80... ;-)
    10. Generalnie chyba dawno nie czułem się lepiej fizycznie.
    11. Schudłem minimum 8-10kg w ciągu minimum miesiąca choć myślę, że około dwóch.
    12. Jestem absolutnie przerażony opcją RJG boję się dnia zabiegu i możliwej niepomyślnej diagnozy.
    13. Wg wszystkich bardzo mało jem ale też mało wychodzę z domu i wciąż siedzę przy komputerze.
    14. Wydaje mi się że jednak mało piję wody. Dwa ostatnie dni miałem w kółko wrażenie pełnego pęcherza ale moczu było b mało. Dziś jest OK.
    15. Mam zimne dłonie. i choć w domu ciepło to mam czasem wrażenie, że mi zimno.


    Czy mogę poprosić o jakąś diagnozę.... Czy mam RJG czy to psychoza jakaś...?
    Czy stres jakiego doznałem i doznaję może spowodować takie dolegliwości...?
    Czy przy takim odżywianiu jak teraz mogę tracić po 1kg dziennie...??
    Czemu mnie w święta zblokowało z wypróżnianiem i teraz znów też... chyba...?
    Czyto w ogóle jest zaparcie / biegunka czy tylko mi się tak wydaje....??


    To RJG czy hipochondria....? A może jeszcze coś innego...?

    Błagam o poradę bo jestem na krawędzi zdrowia psychicznego i szaleństwa.
    Do poniedziałku zwariuję!

  5. #5
    pawelekt jest nieaktywny
    Nowy użytkownik
    Zarejestrowany
    Jan 2015
    Postów
    8

    Ogólnie tak:

    1. Nie jestem blady...
    2. Wg morfologii krwi nie mam niedokrwistości
    3. Nie znaleźli krwi utajonej w kale (badanie było tylko raz!)
    4. Od 19 listopada nie zauważyłem (a oglądam bardzo dokładnie - wręcz rozgrzebuję w misce każdy odchód) żadnej krwi jawnej. Nie przypominam sobie też jakiegokolwiek krwawienia wcześniej a raczej sprawdzam co zrobiłem - nie dotyczy to pobytu w domku letniskowym gdzie mam wychodek i czarną dziurę.
    5. Opisany przeze mnie dyskomfort w brzuchu nie jest specjalnie uciążliwy i o ile o nim nie myślę to go nie czuję.
    6. Nie boli mnie przełyk, wątroba, żołądek itd...
    7. Nie boli mnie odbyt.
    8. Nie mam zawrotów głowy.
    9. Wcześniej zdarzające się często migrenowe bóle głowy ustały natychmiast po odstawieniu Coli chipsów itd. - spadło mi także ciśnienie krwi - wcześniej norma 150/100 teraz 120 / 90 /80... ;-)
    10. Generalnie chyba dawno nie czułem się lepiej fizycznie.
    11. Schudłem minimum 8-10kg w ciągu minimum miesiąca choć myślę, że około dwóch.
    12. Jestem absolutnie przerażony opcją RJG boję się dnia zabiegu i możliwej niepomyślnej diagnozy.
    13. Wg wszystkich bardzo mało jem ale też mało wychodzę z domu i wciąż siedzę przy komputerze.
    14. Wydaje mi się że jednak mało piję wody. Dwa ostatnie dni miałem w kółko wrażenie pełnego pęcherza ale moczu było b mało. Dziś jest OK.
    15. Mam zimne dłonie. i choć w domu ciepło to mam czasem wrażenie, że mi zimno.


    Czy mogę poprosić o jakąś diagnozę.... Czy mam RJG czy to psychoza jakaś...?
    Czy stres jakiego doznałem i doznaję może spowodować takie dolegliwości...?
    Czy przy takim odżywianiu jak teraz mogę tracić po 1kg dziennie...??
    Czemu mnie w święta zblokowało z wypróżnianiem i teraz znów też... chyba...?
    Czyto w ogóle jest zaparcie / biegunka czy tylko mi się tak wydaje....??


    To RJG czy hipochondria....? A może jeszcze coś innego...?

    Błagam o poradę bo jestem na krawędzi zdrowia psychicznego i szaleństwa.
    Do poniedziałku zwariuję!

+ Odpowiedz na ten temat

Podobne wątki

  1. Odpowiedzi: 2
    Ostatni post / autor: 09-17-2014, 08:24
  2. Odpowiedzi: 0
    Ostatni post / autor: 02-28-2014, 07:21
  3. jak mam mu pomóc??? Prosze wrecz błagam o pomoc!!!
    Przez lulu w dziale Forum psychiatryczne
    Odpowiedzi: 4
    Ostatni post / autor: 06-16-2013, 21:32
  4. Błagam o pomoc! Rak płuc
    Przez Stażysta w dziale Forum onkologiczne
    Odpowiedzi: 3
    Ostatni post / autor: 08-07-2012, 22:31
  5. czy to ciąża? błagam o pilną pomoc ;(
    Przez namalowanaxdxd w dziale Forum ginekologiczne
    Odpowiedzi: 1
    Ostatni post / autor: 03-01-2012, 19:19

LinkBacks Enabled by vBSEO

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127