Witam, mam problem ze sobą. 5 lat temu poznałam wspaniałego chłopaka. Staliśmy się parą. Zaczęłam bardzo dużo czasu spędzać z nim w jego domu, ponieważ moja rodzina nie należy do wzorców. Rodzice piją i często się kłócą.Często byłam ofiara tych kłótni. Byłam wyzywana. Jego rodzina była taka normalna. Jak prawdziwa rodzina o których czytałam w książkach. Codziennie się widywaliśmy i spędzaliśmy czas u niego. Zazwyczaj sami, czasem z innymi. Zaczęłam schodzić na wspólne obiady, wszyscy się zbierali i siadali razem przy stole. Rozmawiali ze sobą, nikt nie krzyczał. Byłam u nich na świętach, cała rodzina się zebrała i było czuć prawdziwie rodzinna atmosferę. Zaczęło mnie to powoli przytłaczać. Jak słyszałam te wszystkie opowieści o wspólnych wakacjach itd. było mi tak strasznie smutno... Zaczęłam mu zazdrościć i też chciałam stworzyć coś takiego... Jednocześnie strasznie nie umiałam się odnaleźć w tej sytuacji. Zaczęłam trzymać większość swoich rzeczy i ubrań u niego. I pewnego razu zniknęła mi wieczorowa sukienka, zapomniałam ją zabrać do prania. Myślałam,że może gdzieś ją przełożył albo razem ze swoimi rzeczami zaniósł do prania. W pralni jej nie było sprawdzałam co jakiś czas, nikt też mnie nie pytał czy ubranie z prania nie jest moje, sukienka się przepadła. Jego najstarsza siostra ma ten sam rozmiar ubrań i butów co ja... Później zginęło mi jeszcze kilka drobiazgów, niektóre się znajdywały niektóre nie. Zdarza się nic cennego. No i pewnego dnia ja pożyczyłam sobie coś z szafy jego siostry, moje rzeczy znikają to czemu jej nie mogą zacząć znikać... Co prawda ja tą rzecz planowałam oddać ale tego nie zrobiłam... Zaczęło dziać się gorzej, co jakiś czas zaczęłam coś zabierać. Nie mogłam się powstrzymać... Nawet nie nosiłam tych rzeczy... Wyrzucałam je gdzieś albo oddawałam siostrze... Jakieś pojedyncze rzeczy sobie zostawiałam i nawet czasem w nich chodziłam... Zaczęły się pytania czy nikt nie widział tego i tego, bo zniknęło... Nie przyznawałam się... Wypierałam to. Choć czułam się źle, żałowałam i miałam wyrzuty sumienia... jego siostra zaczęła chodzić na imprezy pić i palić marihuanę... Nie w jakimś ciężkim stopniu ale jak typowy nastolatek na imprezach... Denerwowało mnie to, szczególnie gdy zdarzały się sytuacje,że trzeba było pomóc w pracy albo w domu, a ona albo się akurat źle czuła albo musiała iść na imprezę i musiał pomagać mój mężczyzna, nieważne, że miał następnego dnia kolokwium. Było polecenie jedziesz i nie miał nic do gadania... Teraz na szczęście trochę się to zmieniło i wygląda tak,że jest pytany czy może pomóc. Za tę pomoc nie dostawał nic, jak zaczęły jeździć jego siostry to zaczęły zarabiać... Denerwowało mnie to. Jego siostry miały zwyczaj gadać o rożnych rzeczach w suszarni która jest przez ścianę z jego pokojem wiec zdarzało mi się słyszeć treści tych rozmów... było tam trochę,że po marihuanie nie wie co robi. Wiec to,że te rzeczy znikały uważałam za przyczynę... Nie żeby ją ukarać tylko,że sama nie wie co robi więc pewnie też znika sobie ubrania,bo ja przecież nie znikam ich tak dużo... Chciałam też,żeby jej rodzice jakoś dowiedzieli się o tych narkotykach ale nie wiedziałam jak... nikt z jej rodzeństwa się tym nie przejmował. Mój mężczyzna uważał,że przesadzam... Znikanie tych rzeczy trwało jakieś dwa lata, potem jego rodzice w trosce o zdrowie psychiczne jego siostry powiedzieli,że mam więcej nie przychodzić. Ja oczywiście wszystkiego się wypierałam... Zaczęliśmy niestety spotykać się u mnie co nie było przyjemne... Potem nastąpiła eksmisja i mieszkanie socjalnie... Mieszkałam tam krótko, bo udało mi się usamodzielnić z ogromnym wsparciem mojego chłopaka... W sierpniu minie rok jak mieszkam sama. Niestety dalej czułam potrzebę zabrania czegoś z jego domu. Nie wchodziłam już tam. Planowałam jak mogłaby się tam włamać i coś zabrać albo brałam cokolwiek co akurat leżało na wierzchu... W końcu nie byłoby na mnie... Niestety nie udawało mi się to... W pracy zdarzało mi się zabrać długopis albo gumę do żucia... Będąc u kuzynki praktycznie pierwszą rzeczą było skierowanie się do garderoby i przejrzenie rzeczy, jej też coś zabrałam... Teraz niedawno mój narzeczony zauważył mnie jak udało mi się w końcu wejść do jego domu. Schowałam się i myślałam,że mnie nie widzi. ale widział... Nic nie zabrałam, bo bardzo się wystraszyłam i zdenerwowałam... Schowałam tylko coś i wyszłam... Potem jak gdyby nigdy nic zadzwoniłam,że jestem... Dał mi czas,żebym mu powiedziała... Ale ja się bałam... Widziałam,że jest mu z tym ciężko... Ale bałam mu się o wszystkim powiedzieć... Próbowaliśmy porozmawiać na grillu u niego w domu na którym świętowaliśmy jego inżyniera... Nie udało nam się... Jak już prawie się otwierałam, to ktoś nas wołał. I skończyło się tym,że wybiegł z domu,a ja zostałam, sama... Dzwoniłam do niego ale wyłączył telefon... teraz już wiem,że nie on ale jego przyjaciel który chciał z nim pogadać i mu pomóc... Nie wiedziałam co mam zrobić czy powinnam czekać czy powinnam iść... Bałam się,że nie będzie chciał ze mną gadać... Wyszłam i to był błąd. nikt nie widział jak wyszłam... Jego siostra stwierdziła,że znowu jej czegoś brakuje, a ja tym razem tego nie zabrałam... Mój narzeczony poczuł sie okłamywany i oszukiwany... Powiedział,że nie chce być z kimś do kogo nie może mieć zaufania... Próbowałam go poprosić o ostatnia szanse ale powiedział,że nie wie czy jest w stanie czy to nam pomoże, bo może będzie jeszcze gorzej... ja w końcu wszystko zrozumiałam... Widzę co robiłam,żałuje ale już tego nie cofnę... Pare razy chciałam mu powiedzieć ale się bałam i rezygnowałam... nie wiem co mną kierowało, czy jestem zwykłą złodziejką czy mam jakąś formę zaburzeń psychicznych... Czytałam o kleptomani ale tylko niektóre rzeczy się zgadzają... Proszę o pomoc co ze mną jest nie tak? Mój były narzeczony mnie wspiera powiedziałam mu w końcu wszystko, powiedział,że się cieszy i,że jest lepiej. Powiedział,że nie będziemy już razem ale będzie przy mnie i będzie mnie wspierał dopóki sobie nie poradzę . Ja go kocham, on mnie tez chce z nim być. Ale po tym co zrobiłam mam strasznie sprzeczne uczucia... Mamy sobie zrobić chwilową przerwę i może do siebie wrócimy... Chcemy tego... ale czy to będzie dobre? gdzieś tam myśle,żę to błąd ale myślę też,że jak przeżyjemy razem coś tak trudnego to tylko nas wzmocni...