Mam na imię Angela mam 15 lat. Nie muszę nikogo pytać bo to oczywiste że mam depresję. Zaburzenia. Coś z masochistki także mam. Nie mogłam poradzić sobie z poczuciem ciągłej winy i braku samoakceptacji. Nigdy nie zamierzałam popełnić samobójstwa, ale zaczęłam się ciąć. To było takie piękne! Nareszcie znalazłam sposób na odreagowanie. Skończyłam z obawą przed ujawnieniem. Moja matka mogła by się domyśleć, chociaż mam kota, zawsze na niego można było zrzucić wszystkie winy. Skończyłam. To było jak nałóg, ciężko mi było z tym skończyć, ale skończyłam. Wiecie co teraz robię? I kto by przypuszczał, bo pocieszenie znalazłam w morfinie. Dlaczego muszę to robić? Dlaczego muszę codziennie się szprycować? Nie muszę, ale chcę, chcę to robić! Chcę być szczęśliwa! Już nie mam sił... Nie mam sił walczyć ze sobą, ale nie chcę umierać, nie chcę. Nie jestem samobójczynią! Jestem ćpunką... I kiedyś umrę w szczęściu, sztucznym szczęściu. Co mam robić? Rozmawiać z rodziną która nie chcę słuchać? Co mam robić? Skoro nie mam nikogo? Co mam robić?