Witam,
moja córka ma plamę mongolską (pośladki i lędźwie), jej tatuś też ją miał po urodzeniu. Położna na wizycie patronażowej zauważyła ją dopiero po miesiącu i stwierdziła, że jej nie było i kazała wstawić się w przychodni. Choć wiedziałam co to jest i mówiłam jej o tym (położnej) wolałam pojechać, żeby przypadkiem nie mieć problemów z MOPS. Pediatra w przychodni niestety stwierdziła, że to są zasinienia i wystawiła skierowanie do szpitala. No trudno, więc pojechaliśmy i w szpitalu dostaliśmy odmowę przyjęcia bo tam potwierdzono moją wersję. Położna już na drugi dzień wydzwaniała i pytała o małą to jej powiedziałam co i jak. Teraz po tygodniu znowu wydzwania i każe po raz kolejny przyjechać do przychodni po skierowanie na badanie krwi, bo pediatra twierdzi, że trzeba jakieś badania zrobić. Mam daleko zarówno do szpitala jak i przychodni a nasza sytuacja finansowa nie pozwala na jeżdżenie w tą i z powrotem bez żadnej konieczności. Ponadto nie widzę żadnego związku pomiędzy badaniem krwi a znamieniem. Czy muszę wstawić się przychodni i wykonywać te badania?