Chodzę do 3 klasy gimnazjum. Zauważyłam u siebie zachowania odbiegające od normy. Czasami sama ich nie rozumiem, wiem, że źle robię, ale często jest to automatyczne. Uznałam, że kategorycznie muszę coś zmienić w sobie. Moja mama bardzo się martwi. Całą sobą stara się żebym miała jak najlepiej. A prze te zachowania częściej się kłócimy.
Może opowiem trochę o swojej ogólnej sytuacji.
Przed pójściem do 4 kl przeprowadziłam się do rodzimego miasta, ponieważ moim rodzice się rozwiedli. Nie miałam z tym problemu.
W podstawówce w moim rodzimym mieście było raz gorzej raz lepiej.
Dojrzewałam szybciej niż inne dziewczyny. Jako jednej z pierwszych zaczął mi rosnąć biust. Dziewczyny w klasie śmiały się ze mnie np. wypychały sobie bluzki chusteczkami i mówiły ‘’patrz mam prawie taka duże cycki jak ty’’. Ich żarciki sprawiły, że nienawidziłam mojego biustu, wstydziłam się go. Moje umięśnione uda też były przez jakiś czas obiektem drwin. A ja kocham sport – wtedy pływałam grałam w koszykówkę i byłam bardzo aktywna. Bardzo nie lubiłam swojego ciała. Po części pewnie jest to związane z dojrzewaniem. Dopiero niedawno zaczęłam je w większej części akceptować. Jestem bardzo solidną osobą, lubię się uczyć. W podstawówce byłam ‘’kujonką’’ w sumie do teraz mam taką łatkę. W podstawówce była jedna dziewczyna, która do mojego dojścia do szkoły była uważana za najlepszą( wynika to też z opinii na temat jej siostry). Wiele razy słyszałam jak to ja, tak która przyszła, mogę być lepsza od niej i wygrywać konkursy. Zawsze miałam najlepszą średnia w podstawówce. A ja lubiłam/ nadal lubię być najlepsza w tym co robię. W nauce i w sporcie. Dziewczyna posunęła się daleko. Namówiła większość dziewczyn z klasy, żeby naopowiadały bzdur o mnie. Jakiegoś dnia zrobiły szum. Musiałyśmy iśc do psychologa szkolnego. Na początku chciałam wyjść ze szkoły, ale uznałam, że będę twarda. Usłyszałam, że ja terroryzowałam 8 dziewczyn. Wszystko zmierzało do tego, że będę miała obniżoną ocenę z zachowania i jakieś tam konsekwencje. Jednak tego nie było. Ta dziewczyna poszła do wychowawczyni, nakrzyczała na nią, że mam mieć obniżoną ocenę z zachowania, bo jej ojciec na zakończeniu 6 kl powie jaka ja jestem. Moja mam interweniowała, lecz nic to nie dało. Dyrektorka nic nie zrobiła. Nikt nie miał jakichkolwiek konsekwencji z całej sprawy. Dobrze, że miałam chociaż małe oparcie w chłopakach z klasy( stanęli za mną kiedy mnie oskarżały o różne głupoty) i koleżance w z równoległej kl. Przestałam wierzyć w siebie. Często sama obrażałam siebie.
Bardzo starałam się uwierzyć w siebie jednak moje samoocena jest bardzo chwiejna. Poszłam do dobrego gimnazjum. Ta dziewczyna z podst. nie dostała się, ale napisała odwołanie i razem ze mną poszła do nowej szkoły ( Gim). Tutaj zauważyłam moje ‘’problemy’’. Wiem, że jestem zbyt ambitna. Chcę być najlepsza i czuję straszną presję, że muszę taka być. W pierwszej klasie nie miałam najlepszej średniej, byłam 3 w kl. Ale to jakoś mi nie przeszkodziło. Miałam czas chodzic na basen i czas dla znajomych. Z roku na rok jest gorzej. Kiedy w 2 kl. Osiągnęłam najwyższą średnią (5,3) przyjaciółki jeżeli mogę je tak nazwać odwróciły się ode mnie. Zaczęły mnie nazywać kujonem. W sumie to stało się dlatego, że jedna z nich była zazdrosna o oceny. Było mi przykro, że byłam jednym z tematów ich rozmów ( o bo ta znowu dostała 5- co za kujonka, patrz w co się ubrała? Itp.) Wtedy się trochę podłamałam. Uznałam, że skoro jestem kujonem to nic innego dla mnie nie ma oprócz nauki. Teraz z tą sprawą się uporałam. Zmieniłam znajomych w klasie. Z dawnymi rozmawiam normalnie. Zauważyłam, że staje się coraz bardziej ambitna. Muszę być najlepsza. Najpierw lepsza od innych później najlepsza w swoim znaczeniu. Gdy tak nie jest czuję się beznadziejna, czuję się nikim. Często się wyzywam. Mam bardzo duże wymagania co do siebie ( wyglądu, gry w koszykówkę – ogólnie sportu, wiedzy itp.). Gdy tylko uczę się czegoś wolniej od razu się denerwuję. Doszło do tego, że zaczęłam się bić. Biję się po udach ( może dlatego, że tak bardzo ich nie nawiedziłam? a teraz ich nie lubię?), czasami się policzkuję. Kiedy mi coś nie wyjdzie, czuję jak złość rozpiera mnie od środka. Mam ochotę siebie zniszczyć. Przyczyny mogę być błahe – za wolne robienie zadania, gdy nie mogę dobrać spodni w sklepie, zła ocena. Bardzo nie chciałam iść do 3 kl. Boję się testów – czasami panikalnie wręcz. Czułam się gorsza od moich koleżanek z klasy. Idealizuje je. Wydaje mi się, że sprawiają wrażenie takich fajnych, a ja jestem nikim. Nie lubie krytyki. Gdy ktoś mi wytknie błąd denerwuje się. Nie na niego, tylko na siebie jak ja mogłam być taka głupia. Sama często widzę błędy, których inni nie zauważają – moje błędy rzecz jasna. Sama siebie dołuję takimi myślami. Rzadko jestem prawdziwie szczęśliwa. Obawiam, się gdzie wyjść, bo myslę, że powinnam siedzieć i się uczyć, bo jestem za głupia. Gdy wychodzę później próbuję się jakoś ukarać – np. uczę się intensywniej.
Słowa mojej mamy do mnie nie trafiają. Jestem bardzo uparta i ciężko mi przycodzi zmiana zdania kiedy nie widzę sensu. Uważam, że każda mama mówi swojemu dziecku, że jest najlepsze. Ma dbać o jego samoocenę. A ja jestem bardzo uparta. Na komplementy i drobne sukcesy reaguję … właściwie wcale nie reaguję. Uważam, że jak coś zrobiłam dobrze to nie mam się teraz nagradzać, bo tak miałam przecież zrobić i zrobiłam, więc co jest w tym do nagrodzenia? Nie brakuje mi ciepłych słów od mamy, komplementu od chłopaka ani nic z tych rzeczy. Kiedy jestem już najlepsza dla innych ( w pewnym sensie, kiedy mnie doceniają) uważam, że to normalne i teraz muszę spełnić swoje oczekiwania.
Chciałabym jakoś ustabilizować swoją samoocenę. Nie chcę żeby była ona zależna od opinii innych i moich osiągnięć. Jednak pomimo starań nie potrafię. Chciałabym przestać się zamęczać takimi myślami.