Witam, pisze ponieważ podejrzewam że mój narzeczony ma paranoję. Ciągle myśli że ktoś go podgląda, podsłuchuje, śledzi, włamuje się do domu. Co chwilę zmienia zamki w drzwiach, znajduje dowody na to że ktoś był podczas jego nieobecności (np. coś inaczej jest położone, niż było jak wychodził). Kasuje ustawienia w telefonie, komputerze, tablecie (nawet jak nie ma dostępu do internetu) albo usuwa podejrzane pliki (systemowe...) - myśli że ma tam jakieś programy szpiegowskie. Rozbiera również różne urządzenia żeby zobaczyć czy w środku nie ma nic podejrzanego.. Wiecznie odłącza dekoder i modem, wyjmuje baterię z telefonu (ale i tak twierdzi że to nie wystarcza) którego chętnie by się pozbył, ale trzyma chyba tylko ze względu na mnie. Jak słyszy np. jakieś stuknięcie w domu to od razu nieruchomieje i słucha- twierdzi że to dowód na to że ktoś montuje jakieś urządzenia śledzące (mimo że za jedną ścianą są sąsiedzi...) Zamyka kratkę wentylacyjną (idzie ona do komina) bo "wszystko przez nią słychać"... Ostatnio zaczął twierdzić że u mnie w domu też pewnie są jakieś urządzenia śledzące... Teraz najgorsze - ostatnio zakleił kawałek sufitu i ściany folią aluminiową bo ponoć widział tam jakieś czujniki które się poruszają.. Ogólnie to podejrzewa jakieś służby państwowe, policję. Nic nie daje tłumaczenie mu że na pewno nikt go nie śledzi, że nie ma ku temu powodów, że po co mieliby wkładać tyle wysiłku w śledzenie jego, że jest tyle podejrzanych ludzi a czemu mają śledzić akurat jego, skoro nie robi nic złego... W sumie to twierdzi że "oni" śledzą w taki sposób większość ludzi. Nie wiem co mam robić, już nie mam nerwów żeby mu to tłumaczyć. A jest coraz gorzej.