Witam
Jestem już w rozpaczy i mam nadzieję że ktoś mi tu pomoże. We środę wbił mi się kawałek szkła w stopę, malutki, niemal jak drzazga. Próbowałam wyjąć, nie udało się więc stwierdziłam że to nic wielkiego, do lekarza pójdę następnego dnia bo musiałam iść do pracy. I to był błąd bo w pracy ciągle jestem na nogach więc szkła wbiło się głębiej, stopa bolała i pulsowała kiedy wróciłam do domu.
We czwartek pojechałam do szpitala ale na SORze lekarz stwierdził że oni tam ratują życie, a z tym mam iść do chirurga jutro. Obolała i zdenerwowana dałam się zbyć i wyszłam.
W piątek pojechałam do innego szpitala, gdzie wiedziałam że jest poradnia chirurgiczna i miałam nadzieję że zostanę przyjęta. Niestety była zamknięta. Na Izbie przyjęć dostałam zastrzyk przeciwtężcowy, receptę na antybiotyk i skierowanie do chirurga (co mogło i powinno zostać zrobione dnia poprzedniego w innym szpitalu).
Kiedy wyszłam ze szpitala było już za późno żeby dzwonić po przychodniach więc w poniedziałek zarejstrowałąm się u chirurga na wtorek.
Dzisiejsza wizyta załamała mnie kompletnie. Lekarz stwierdził że tu nic nie widzi bo rana się już zagoiła a to że mnie boli to może być podrażniony nerw albo odcisk. Jeśli(!) mam tam odłamek i on się będzie chciał wydostać przez skórę to mam się zgłosić. Na moje pytanie co mam w takim razie robić odpowiedział "Po prostu żyć."
Ale ja już mam tego dość. Stopa mnie boli i pulsuje jak pochodzę dłużej niż 15 minut a w pracy po 5-6 godzin mam stać. Przez to nie byłam w pracy od czwartku, oczywiście zwolnienia lekarskiego nie dostałam. Dziś już muszę iść ale nie wiem jak wytrzymam i zastanawiam się nad zwolnieniem się z tego powodu.
I tu moje pytanie, czy naprawdę nie da się z tym nic zrobić i mam chodzić ze szkłem w stopie aż może kiedyś wyjdzie? Przecież przez to nie mogę nawet podbiec, nie mówiąc o innych sportach (oprócz szachów) czy zwykłym pójściu do pracy.