W maju 2011 zaczęło się od nagłego swędzenia miejsca na wewnętrznej dolnej łydce. Miejsce było zaczerwienione i nabrzmiałe. Wielkość 0,5 x 1,5 cm. Uporczywe swędzenie spowodowało, że poszłam do lekarza rodzinnego. Mam w tym miejscu sporo małych wylewów żylnych. Większe zostały usunięte. W chorym miejscu wydawało mi się że znajdują się dwa małe otworki. Pomyślałam że coś mnie w nocy ugryzło i stąd to swędzenie i to zasugerowałam lekarzowi rodzinnemu. Dostałam antybiotyk. Nie pomogło. Dostałam skierowanie do dermatologa. Zrobiono wymaz czy nie ma grzybicy. Nie stwierdzono. Dostałam maść Pimafucort (2-3 tygodnie stawania nie pomogło). Następnie dostałam Lotriderm gdyż dermatolog stwierdził że wygląda to na wyprysk żylakowaty. Pomogło ale nie do końca. Dermatolog stwierdził że tej maści dłużej stosować nie można i przepisał Triderm i Mupirox - na zmianę, rano i wieczorem. To także nie pomogło. Rana zaogniła (zaczerwieniał się) i nabrzmiała. Znów dostałam Lotriderm po 2 tygodniach zaczerwienienie i obrzęk znika. Cieszę się ale po 3-4 dniach znów swędzenie i zaczerwienienie. Dostaje znowu Triderm rana znów nabrzmiewa i widać dwa wgłębione punkty lekko ropiejące. Następna wizyta. Dostaję maść wyrabianą ręcznie w aptece. Skład: 3% sol. acidi sosici. Eucesini vaselini ad 100. Maść jeszcze bardziej rozognia ranę. Listopad 2011. Sama smaruję ranę wodą utlenioną. Rana się wysusza. Robi się skorupka. Rezygnuję z wizyt u lekarza. 10 stycznia 2012 dostaję od znajomego preparat ziołowy - Kalanchoe. Robię mokre okłady na 4 godziny. 20 godzin przerwy i znów okład. Rana trochę się wysuszyła ale nadal jest czerwona i swędzi wokół. Aktualnie rana jest wielkości około 6x6 cm
Podaję link do zdjęcia rany
ImageShack® - Online Photo and Video Hosting