2 miesiące temu straciłam najbliższą mi na świecie osobę- młodszą siostrę. Mam dość liczną rodzinę jednak z większością z nich nie mam dobrych, ani nawet przyjaznych kontaktów, z powodu wielu naszych problemów. Wyjechałam na zajęcia W sobotę rozmawiałam z nią o imprezie na, którą miała jechać z koleżankami i błagałam ją by jeszcze to przemyślała i przyjechała do mnie ( dzień wcześniej ją prosiłam), ale uparła się i powiedziała że nie bo nie ma pieniędzy, a ja jej jeszcze kiedyś wypomnę i każę oddać. O 22 dzwoniłam do niej, ale nie odebrała, więc poszłam spać. Rano wsiadłam do busa i zadzwonił telefon od najstarszej siostry , która powiedziała mi, że moja najukochańsza siostra miała wypadek i nie przeżyła. Nie pamiętam następnych 2 godzin, ale dowiedziałam się że zadzwoniłam do przyjaciółki i przyjaciela żeby mnie odebrali z dworca bo nie chce nikogo widzieć. Pamiętam tylko to, że powiedziałam ojcu przez telefon, że to jego wina za to, że tyle razy kazał nam zdychać. Pluje sobie za to w brodę. Kiedy wróciłam po 3h w pociągu które były najgorszymi w moim życiu czekali na mnie przyjaciele i moja i mojej siostry przyjaciółki ( między mną a nią było 1,5 roku więc wielu przyjaciół miałyśmy wspólnych, a wszystkich znajomych znałyśmy)która powiedziała mi wszystko i wtedy po raz pierwszy tego dnia wybuchłam wielkim płaczem i łkaniem. W domu wszyscy czekali i jak weszłam i zobaczyłam nasz pokój serce mi pękło. Na pogrzebie miałam dziwne uczucie, że ktoś trzyma mnie za rękę, jednak wiem że wiele z tych rzeczy dzieją się tylko w naszej głowie. Zobaczyłam mnóstwo młodych ludzi, którzy znali moją siostrę której nie dało się nie lubić. Była wybuchowa i nie przebierała w słowach, ale miała w sobie tyle ciepła że w każdym potrafiła dostrzec coś dobrego. Wybaczała każdemu i z każdym chciała mieć dobre kontakty. Zdarzały jej się afery w szkole, ale zawsze było to spowodowane obroną przyjaciół lub rodziny. Bliskich broniła jak lew, ale i obcych nie zostawiała w potrzebie. Była mi bliska i mimo tego że była młodsza pomogła mi wiele razy gdy stałam na rozdrożu. Myślę, że byłam złą siostrą i gdyby nie parę moich docinek pojechałaby ze mną. Nie doceniałam jej. Oddałabym duszę diabły i mogłam gnić w torturach do końca wszystkiego byle by wróciła nawet gdybym nie mogła jej ujrzeć. Jeśli nie mogę tego zrobić chce chociaż wiedzieć czy jej dusza odnalazła spokój czy jest bezpieczna czy się nie boi. Tak bardzo jej potrzebuję. Mam tyle wspomnień, cudownych... Obiecała mi że mnie nigdy nie zostawi że umrzemy razem. Nie dotrzymała obietnicy w pełni, ale czuję jakbym umarła razem z nią. Chodzę do pracy ale nie mam już ochoty albo raczej sił by się uczyć- rodzina napiera ale nie potrafię. Nie potrafię już nawet rozmawiać ze znajomymi, stałam się ponura, albo raczej pogłębiło mi się bez jej radości. Była tak wesoła i pełna życia. Ja zawsze byłam nieśmiałym tchórzliwym ponurakiem który czasami miał lepsze dni. To ja powinnam w drodze umrzeć, a nie ona! Byłam i jestem zwykłym śmieciem, a ona była cudowna.Miała tyle planów.Jak mam żyć z myślą że jej nie ma ? Tyle mnie nauczyła- pewności siebie, nie zwracania uwagi na ludzi. Tyle muzyki mnie prześladuje nasze ukochane kawałki. Nauczono mnie że nie wolno płakać i przy wszystkich zachowuje maskę i nie płaczę nie cierpię ale wewnętrznie się wypaliłam. To wszystko tak boli i nie daję sobie rady ze studiami o które wszyscy napierają a co dopiero z życiem. Wiem że nie mam prawa użalać się i tylko rodzicom można ale nie radzę sobie i potrzebuję czegoś kogoś nie wiem.
_________________