Witam wszystkich serdecznie.
Zacznę może od tego, że mam 18 lat i dotychczas miałem problemy z sercem - wrodzony ubytek, nigdy nie chodziłem na wf-y itp. Ostatnią wizytę u kardiologa miałem w poprzedni piątek - stwierdził, że ubytek już się zagoił.
Zacznę może od tego, że chodzę teraz do liceum i zależy mi na tej szkole, zależy mi aby zdać, nie opuszczać itp. - w zasadzie jak nigdy![]()
W środę 2 tygodnie temu na 3 lekcji poczułem duszności... dosłownie jakby tlenu wgl. nie było ( tłumaczyłem to sobie wysokością klasy ponieważ jest najwyżej w szkole ) do tego uczucie jakbym zaraz miał zwymiotować albo zemdleć... Miałem do tego czasu kilkakrotnie takie uczucie ale mniejsze... nie przejmowałem się nimi... do tego "zdrętwiała mi ' prawa dłoń a serce przyśpieszyło i waliło jak opętane... czułem to.
Nie wytrzymałem na lekcji.. zwolniłem się ... posiedziałęm trochę na korytarzu do dzwonka i wróciłem do domu.
We czwartek nie poszedłem do lekarza... bo na piątek miałem wizytę u kardiologa.
W piątek już w drodze do kardiologa w samochodzie czułem się podobnie - no ale uznałem, że niebawem wszystko się wyjaśni... Kardiolog jedynie stwierdził , że ubytek się "podleczył' podgoił.. I jest lepiej . Wypisał zwolnienie ponieważ specjalny wysiłek mógłby to na nowo zniszczyć ... ale stwierdził, że jak będę się dobrze odżywiał itp. to powinienem mieć spokój do końca życia.
W poniedziałek poszedłem do lekarza od rana - na ten sam dzień przysługiwała mi wizyta na szczepienie. Lekarka stwierdziła zapalenie gardła i wystawiła mi zwolnienie ze szkoły na tydzień + leki, brałem leki... w poniedziałek poszedłem do szkoły ( leki się już skończyły praktycznie) . W szkole na 3 lekcji czyli mojej pierwszej tragedia... Dokłądnie to samo co za 1 razem ( w środę ) tylko mocniej... do końca lekcji zostało jakieś 15 minut kiedy ja miałem "najgorszy" stan. Nauczyciel otworzył mi nawet okno , przewiew był mocny, chłodne powietrze docierało do mnie.. a mi dalej było duszno, po tej lekcji wyszedłem do domu blady jak ściana, wszyscy widzieli , że coś jest nie tak - jeszcze idąc bałem się, że padnę gdzieś na ulicę a po powrocie bez sił jak po ogromnym wysiłku fizycznym nie miałem już nawet siły wyjść na chwilę przed dom - padłem na łóżko i zasnąłem... ( mimo, że byłem wyspany) przespałem kolejne 5 godzin do późnego popołudnia.
Wczoraj poszedłem ponownie do lekarza... tym razem u mojej dotychczasowej lekarki douczał się jakiś student - po przebadaniu stwierdził zapalenie oskrzeli. Kazała mi do piątku siedzieć w domu i w piątek kontrolnie przyjść - bardziej ze względu na szczepienie niż kontrolę zdrowia.
O moich objawach, które podałem na samej górze lekarka rodzinna nie chciała nawet słyszeć. Wg. niej jest to tylko takie wymyślanie , ot , żeby do szkoły nie chodzić... ( Kur..cze . Jakbym nie chciał chodzić to bym się wypisał! )
Zamierzam w piątek udać się do niej na kontrolę i wypisać ponieważ czuję , że leczy mnie antybiotykami ale nie na to co trzeba - kaszelek mam lekki, mogłem spokojnie chodzić z nim do szkoły - no a na moje objawy nie przypisała mi NIC....
Piszę ponieważ proszę o poradę, zastanawiam się czy może to być coś w stylu nerwicy... lub nie wiem czegoś podobnego - ciężko mi powiedzieć, tyle znalazłem w internecie co do moich objawów ale się na tym zupełnie nie znam.
Dopowiedzieć mogę tylko, że pierwszy raz w życiu czułem się tak kiedy kiedyś jeszcze w gimnazjum wypiłem zbyt dużo energizerów... do tamtej pory nie wierzyłem, że szkodzą... potem 3 dni umierałem czując się dokładnie tak samo . Ale mi to wtedy przeszło samo z siebie a ja ze strachem do dziś boję się tych napojów więc co najmniej dobre pół roku żadnego nie piłem.
Z góry przepraszam za tak długi post i proszę o jakąś pomoc.