Odpowiedz na ten temat

Post a reply to the thread: Zbyt mocno kocham Tatę...

Twoja wiadomosc

Kliknij tutaj, aby sie zalogowac

Wpisz wynik sumy liczb 10 i 12

 

Send Trackbacks to (Separate multiple URLs with spaces)

Mozesz dodac ikonke do wiadomosci z ponizszej listy

Dodatkowe opcje

  • Will turn www.example.com into [URL]http://www.example.com[/URL].

Mapa tematow (Nowe na poczatku)

  • 03-17-2013, 21:04
    beny11
    Mój tata na szczęście w ostatniej chwili został uratowany, choć musi się teraz pilnować i cała rodzina nadal żyje w napięciu. Różnie może przecież się zdarzyć. Na szczęście w tym trudnym okresie praca wypełniała mi czas. Paradoksalnie praca z której się zwolniłem, bo wykańczała mnie psychicznie i fizycznie wtedy była pomocna. Czasami coś co jest złe później okazuje się, że wywarło pozytywny skutek. Nie zawsze dobro przynosi dobre efekty i odwrotnie. Ale może bez filozofii. Dla mnie mój tata również jest wzorem i okres choroby odbił się na mnie. Ostatnio doszedłem jednak do wniosku, że nie ma co się zbytnio przejmować jak to będzie gdy kogoś przy nas zabraknie. Prędzej czy później to nastąpi i raczej nigdy nie będziemy na to przygotowani. Nawet jakbym miał 80 lat, a moi rodzice ponad 100 to tez bym to przeżywał. Nie znaczy to jednak, że mamy być nieczuli czy obojętni, raczej chodzi o to, żeby wykorzystać ten krótki czas jaki nam dano. Przecież moi rodzice będą żyli we mnie - nie tylko w pamięci, ale także w sensie przekazania genów i sposobu życia. Ilość spędzonego czasu z bliskimi osobami zawsze będzie niewystarczająca. Zawsze pojawi się stwierdzenie: było tyle spraw do zrobienia i omówienia. Musisz żyć - właśnie ze względu na swego Tatę. Przecież tylko ty będziesz pamiętać wspólnie spędzone chwile. Nikt cię w tym nie zastąpi. Piszesz, że relacje między wami były wzorowe - dlatego ty tą atmosferę musisz przenieść na rodzinę którą założysz. Jeśli masz z kim to porozmawiaj o swoich obawach, nie duś ich w sobie. Ja nie miałem nikogo kto by mnie wysłuchał i zrozumiał. Wykorzystałem sam siebie jako słuchacza i mówcę. Ktoś by pomyślał, że to wariactwo, ale trochę pomogło. Coś jest w człowieku, że musi się wygadać i to mu przynosi ulgę. Teraz pisząc to pomagam przede wszystkim sobie samemu. Nie liczę, że ktoś to przeczyta tak jak i wiersze zamknięte w szufladzie. Trudno jest pocieszyć kogoś cierpiącego - zawsze coś źle się powie. Stawiane rady wydają się proste, ale przecież życie nie jest proste. Mam nadzieję, że poradzisz sobie z bólem. Psychologiem może być każdy - przecież nikt nie powie ci wielkich mądrości po których wszystko będzie w porządku. Trzeba to z siebie wyrzucić - opowiedzieć o swoich lekach i obawach o wszystkim tym co leży na sercu. Można to też spisać. Częściowo już to zrobiłaś powyżej. Mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Pozdrawiam.
  • 08-22-2012, 19:16
    ajka113

    Zbyt mocno kocham Tatę...

    Mój problem polega na tym,że zbyt mocno kocham Tatę... Zawsze kochałam Go bardziej niż Mamę. Z wszystkimi problemami biegłam do Niego. Wiele rzeczy robilismy zawsze razem. Tata często mówił mi,że mnie kocha. Tata był podporą,opoką. Żyło nam się po prostu dobrze. Wszystko byłoby wspaniale, ktoś mógłby pomyśleć. I było do momentu kiedy 2 lata temu dowiedzieliśmy sie,że Tata ma nowotwór.... Szok, niedowierzanie,taki dobry człowiek, dlaczego... Zrobiono Tacie operacje,jakoś to przeżyłam i wierzyłam,że będzie dobrze. Znowu do czasu... Tydzień temu dowiedzieliśmy się,że Tata ma przerzuty. Wpadłam w dziką rozpacz. Nie mogłam jeść,pić ,ciągle płakałam,trudno było mi nawet oddychać, Po prostu wyłam z bólu. I do teraz tak jest. Mam napady lęku kiedy zastanawiam sie jak to będzie gdy Go zabraknie,jak przeżyję pogrzeb i żałobę. Nie umiem sobie tego wyobrazić bo natychmiast wpadam w szał...Tatę czeka chemio i radio terapia... Wiem jednak,że nie pożyje zbyt długo. Nie będzie Go na moim weselu,nie zobaczy moich dzieci. Gdy to piszę, płaczę z bezsilności. Tata ma wysoki poziom lęku.Patrzy na mnie bezradnymi,smutnymi oczami dziecka. Czuję się chora. Chora bo zbyt mocno kocham, zbyt mocno,żeby pozwolić Mu odejść. Ta miłość obruciła sie przeciwko mnie. Jestem egoistką, bo myślę o sobie, o tym że JA sobie nie poradzę,gdy Taty zabraknie. Ciężko mi teraz patrzeć na Tatę, na jego cierpienie. Treścią mojego życia jest paraliżujący mnie LĘK. Wiem,że potrzebuje specjalisty.Problem w tym,że nie wierzę w psychologów. Jedynie leki uspokajające dają chwilową poprawę.Ale czy psychotropy będą za mnie żyć?

Uprawnienia

  • Mozesz zakladac nowe tematy
  • Mozesz pisac wiadomosci
  • Nie mozesz dodawac zalacznikow
  • Nie mozesz edytowac swoich postow
  •  

LinkBacks Enabled by vBSEO

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127