Odpowiedz na ten temat

Post a reply to the thread: mąż alkoholik...

Twoja wiadomosc

Kliknij tutaj, aby sie zalogowac

Wpisz wynik sumy liczb 10 i 12

 

Send Trackbacks to (Separate multiple URLs with spaces)

Mozesz dodac ikonke do wiadomosci z ponizszej listy

Dodatkowe opcje

  • Will turn www.example.com into [URL]http://www.example.com[/URL].

Mapa tematow (Nowe na poczatku)

  • 09-20-2012, 23:47
    mmm123

    mąż alkoholik...

    Witam serdecznie,
    Postanowiłam napisać ponieważ czuję się bardzo zagubiona, rozdarta, nie wiem co robić. Szczerze liczę na Pańską pomoc, ocenę sytuacji z perspektywy osoby trzeciej...Krótko opowiem o swoim problemie. Konkretnie chodzi o to, że mój mąż jest alkoholikiem. Pobraliśmy się 2 lata temu, wcześniej dość długo byliśmy razem. Mamy niespełna dwu-letniego synka. Zaraz po ślubie wyprowadziliśmy się od rodziców. I wszystko byłoby pięknie gdyby nie alkohol, który sumiennie niszczy całe nasze szczęście rodzinne. Mój mąż zaczął pić już jak byłam w ciąży, stracił wtedy prace, a na świat miał przyjść nasz kochany synuś, którego oboje tak bardzo pragnęliśmy. Możliwe, że pogubił się wtedy, może się bał, że sobie nie poradzimy... Po urodzeniu dziecka troszkę się poprawilo, ale on nadal pił codziennie chociaz 2-3 piwa... potem do tego doszla wódka, którą chował po domu zebym nie widziala. Wieczorami wychodzil do sklepu, wracal pijany. Znalazl dobra prace, ale po kilku dniach zostal z niej wyrzucony za picie alkoholu w pracy, o czym dowiedzialam sie oczywisscie przypadkiem - sam się nie przyznał. Jakiś czas potem stracil prawo jazdy za "jazdę pod wplywem". Potem znalazł pracę, gdzie również popijał... To wszystko sprawilo, że jego rodzice chcąc nam pomóc zapisali go na "przymusową terapię". Chodził na nią kilka miesięcy, potem przestał. W trakcie terapii poczatkowo nie pił nic, potem znów po 2-3 piwka dziennie...W końcu znalazł kolejną pracę, w pracy nie pije, ponieważ miał powiedziane na wstępie przez pracodawcę jasno, ze picia w pracy nie toleruje. Z pracy wraca trzeźwiuteńki, ale wieczorem wypija znów 2-3 piwa. Po tych 2 piwach czasem jest tak zakrecony, że ja juz sama nie wiem, czy aby napewno nie wypił znów potajemnie czegoś wiecej. Ogólnie rzecz biorąc, myślę że jesteśmy udanym malżeństwem. Ja bardzo kocham mojego męża, i myślę,że on mnie też. Jest tez cudownym ojcem. Oczywiście wszystko jest pięknie jak jest trzeźwy. Jak wypije (nawet 2 piwa) robi się bardzo kłótliwy. Ma o wszystko pretensje, mam wrazenie,że tylko szuka pretekstu do kłótni. Po pijanemu często tez mnie obraża, wyzywa, sprawia przykrość. Na szczęście jak mąż wypija 1-sze piwo po pracy, nasz synus juz spi, wiec nie wie dzięki Bogu co sie dzieje... Praktycznie za każdym razem jak mąż wypije, dochodzi między nami do jakiejś kłótni, lub sprzeczki. Ja już mam tego dość... trzeźwego niesamowicie kocham, pijanego - nienawidze. Mam czasem wrażenie że mam dwóch mężów...trzeźwego cudownego, i pijącego potwora. Dodam jeszcze, że nigdy nie doszło do przemocy. Ale słowa, które słyszę od mojego wypitego męża naprawdę mnie ranią. Nie jestem osobą odporną psychicznie. Zawsze biorę wszystko sobie mocno do serca, i jak on mi ciągle powtarza jaka to jestem beznadziejna, zaczynam w końcu powoli w to wierzyć. Ja obecnie przebywam na urlopie wychowawczym - mąż utrzymuje rodzinę. Nie mam możliwości powrotu do pracy, ponieważ nie miałabym z kim zostawić dziecka. opiekunka nie wchodzi w grę. Ostatnio jednak mąż coraz częściej ma pretensje o to, że tylko on zarabia na nas. Mam wrazenie ze on myśli że wychowywanie dziecka i zajmowanie się domem (nie mieszkaniem) polega tylko i wyłącznie na odpoczywaniu. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że w domu wiecznie jest kupa roboty, tym bardziej przy małym dziecku, któremu trzeba poświęcać prawie cały swój czas. Męczą mnie jego teksty w stylu "to ja zarabiam na ta rodzine, nie dostaniesz ani grosza" (wypowiadane oczywiście pod wpływem alkoholu). Na szczęście to tylko takie puste gadanie, bo na drugi dzień jak jest trzeźwy, zachowuje się tak, jakby żadnej kłótni nie było, jakby wszystko było w jak największym porządku. Kilka razy już groziłam mu, że się wyprowadzę, że nie pozwolę żeby nasze życie tak wyglądało - ciągłe kłótnie,awantury, stres, zamartwianie się... Wtedy słyszę: "wyprowadzaj się, ale zapomnij o dziecku. odbiore Ci dziecko, bo to ja go utrzymuje". Te słowa również padają tylko pod wpływem alkoholu... Mój mąż naprawdę bardzo kocha synka, jest doskonałym ojcem. Ale ja się boję, bo synuś rośnie, coraz więcej rozumie. Nie chcę żeby widział kłócących się rodziców, nie chcę żeby cierpiał...muszę go chronić...Ale z drugiej strony nie chcę tez, żeby wychowywał sie w rozbitej rodzinie... Mam taki mętlik w głowie.... Sama tez tak naprawdę nie chcę się rozstawać z moim mężem...bardzo go kocham...ale boję sie, ze jak będzie tak dalej postępował, to zmieni tą miłość w nienawiść.... Jak jest trzeźwy jest ZUPEŁNIE innym człowiekiem...Wspaniałym czlowiekiem. Boję się też, że jak odejde od niego, to on dopiero wtedy sie stoczy...Boję się o niego... Boję się też o siebie, że ja sobie bez niego nie poradzę... Jednym slowem, marzę o tym, żeby przestał pić...
    Jak już wspominałam, nie należę do osób silnych psychicznie... Bardzo mocno odczuwam skutki stresu... Rok temu wpadłam w nerwicę. Nie mogłam jeść, schudłam z 50 do 45 kilo... Lekarz stwierdził nerwicę i depresję. Brałam leki uspokajające i psychotropowe, ale krótko, ponieważ źle się po nich czułam. Miałam taki moment załamania, ze przestałam spotykać sie ze znajomymi, przestałam całkowicie wychodzic z domu, potem jak miałam wyjść, miałam stany lękowe, nagle zaczynałam się bardzo źle czuć. Ale miłość do synka obudziła we mnie siłę, i zaczęłam sama z tymi lękami walczyć, chociaż bylo mi baaardzo ciężko, bo nie miałam żadnego wsparcia, ponieważ nikomu o swoim problemie nie powiedziałam. Teraz jest już dobrze, potrafię w pewien sposób kontrolować te moje nagłe ataki (że niby źle się czuję), ponieważ doszłam do tego, że wystarczy że przestanę o tym myśleć (co jest czasem bardzo trudne) i problem znika. Wiem, że to przez stres. Już kiedyś, parę lat temu miałam depresję. Przez rok chodziłam na terapię i przez ponad 2 lata brałam leki. Przyczyna - według psychologa - niska samoocena i zbyt wysokie ambicje. Może właśnie dlatego,że już kiedyś cierpialam na depresję, potrafiłam w jakiś sposób sobie teraz sama poradzić. Wiedziałam bowiem, że to, że się źle sie czuję nie jest wynikiem tego, ze naprawdę się źle czuję, tylko wynikiem tego co siedzi w mojej głowie....
    Jest mi bardzo ciężko, czuję się kompletnie bezradna jeśli chodzi o moje małżeństwo, moją rodzinę... Liczę na słowa wsparcia.....
    Z góry dziękuję, i pozdrawiam.
    Zagubiona mmm.

Uprawnienia

  • Mozesz zakladac nowe tematy
  • Mozesz pisac wiadomosci
  • Nie mozesz dodawac zalacznikow
  • Nie mozesz edytowac swoich postow
  •  

LinkBacks Enabled by vBSEO

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37