Odpowiedz na ten temat

Post a reply to the thread: W świecie urojonym - pomocy

Twoja wiadomosc

Kliknij tutaj, aby sie zalogowac

Wpisz wynik sumy liczb 10 i 12

 

Send Trackbacks to (Separate multiple URLs with spaces)

Mozesz dodac ikonke do wiadomosci z ponizszej listy

Dodatkowe opcje

  • Will turn www.example.com into [URL]http://www.example.com[/URL].

Mapa tematow (Nowe na poczatku)

  • 10-27-2015, 12:19
    Anna_B35

    Też tak kiedyś miałam

    Bardzo smutne jest to, co piszecie, ale pocieszę was, że też tak kiedyś miałam, a dziś jest o wiele lepiej. Wiele lat walczyłam z tym problemem, bezskutecznie. Sama sobie nie umiałam pomóc, rodzina też nie była w stanie.
    Mi znajoma lekarka poleciła poradnię Psychomedic.pl. Okazało się, że w końcu trafiłam na kompetentnych ludzi, którzy widzą, co robić. Leczyłam się u doktor Kubaszewskiej. Bardzo dobra lekarka. Przepisała mi odpowiednie środki.
    Umówiłyśmy się na regularne spotkania. Na początku nie było łatwo, ale teraz jest już dobrze.
  • 05-31-2011, 14:53
    Nie zarejestrowany
    To nic nowego, że właśnie chce mi się płakać, od jakiegoś czasu histeria zajmuje mi kilka godzin dziennie, ale to jest coś innego, gwóźdź do trumny, uświadomienie sobie kolejnej rzeczy. Nie pocieszę Cię w żaden sposób, bo i mnie nie pocieszają myśli, że komuś źle w stopniu zbliżonym lub nawet o wiele gorzej; trafiłam tu wpisując w google 'psychiatra Warszawa' obdzwoniłam dziś kilka miejsc, polecani specjaliści oferują swoje usługi najwcześniej za kilka miesięcy. Znalazłam kogoś na jutro, liczę na końską dawkę leków, przed którymi zawsze się broniłam i myślałam, że sama dam radę. Zeszłam z tematu, jak zwykle; chciałam tylko napisać, że wśród wielu zaburzeń mam też to, co Ty. Najważniejsze z tego co napisałaś to rujnowanie swojego rzeczywistego życia i coraz intensywniejsze ulepszanie urojonego; przejawiam bardzo silną autodestrukcję jednocześnie wyobrażając sobie siebie w drugim życiu jako kogoś zupełnie innego: od lat uważałam to za normę, że taka po prostu będę gdy uporam się z zaburzeniami- że po prostu gładko przejdę z jednego życia w drugie a o tym aktualnym zapomnę, zostanie wymazane. Im bardziej siebie nienawidzę tym piękniejsza i fajniejsza jestem za xxx miesięcy- i w swoich marzeniach- gdy już wyzdrowieję. Z czasem zaczęłam sobie uświadamiać, że moja twarz tam, po drugiej stronie, jest zupełnie inna i z przerażeniem stwierdziłam, że niemożliwe jest przejście aż takiej metamorfozy. Wychodzę w trampkach a niemalże słyszę stukot obcasów- dokładnie. Z każdą osobą, która okaże mi odrobinę zainteresowania układam sobie w głowie życie- to czas najlepszy w moim życiu, tylko wtedy mi się 'nie nudzi' gdy mam o czym o kim myśleć i co sobie wyobrażać. Kąpię się, ubieram, robię makijaż w prawie całkowitych ciemnościach- wtedy wyglądam o niebo lepiej i mogę sobie dużo więcej dopowiedzieć. Wychodzę na zewnątrz w drugiej skórze, wyprostowana, zadowolona jednocześnie wiem, że jeśli spotkam kogoś znajomego zniszczy to mój wykreowany wizerunek i znów wrócę do 'siebie', w sekundę się zgarbię, poczuję grubo, brzydko, i wrócą myśli, ze to już koniec i co ja sobie myślałam.
    Mogłabym pisać w nieskończoność, Twój post rozdrapał jedną z ran. I wiele uświadomił.
    Pozdrawiam.
  • 05-30-2011, 05:48
    Nie zarejestrowany

    W świecie urojonym - pomocy

    Najlepiej, już na wstępie, mój problem oddadzą słowa Agnieszki Osieckiej: "Mam skłonność do życia we śnie, do zmyślania sobie ludzi i sytuacji. Do urabiania życia na kształt teatru. Do nierzeczywistości. Wychodzę za mąż za nieznajomych, opowiadam o nieznajomych".

    Wymyśliłam sobie drugie życie - ot tak, nie wiem skąd i dlaczego; podejrzewam, że początkowo dla samej zabawy, w celu odcięcia się od nudnych czynności. Ćwiczenia wyobraźni? Pisałam kiedyś pełno opowiadań, wygrywałam konkursy, chciałam poświęcić temu całe życie. Wczuwałam się w bohaterów seriali, oglądając je dopowiadałam w myślach własne kwestie, a w nocy wracałam do tych scen i próbowałam "rozegrać je" inaczej; wprowadzałam siebie samą do tego świata. Niewinnie, dla zabawy. Słuchając w łóżku piosenek przed snem śpiewałam je bezgłośnie i wczuwałam się w nie, w pewnej chwili zaczęłam wyobrażać sobie, że jestem na scenie, a ludzie oglądają mnie i podziwiają; że im się podobam. Czekając na spotkanie z chłopakiem wyobrażałam sobie jak to będzie cudownie, co mu powiem, jak się uśmiechnę, co on mi odpowie. Ot, fantazje małej dziewczynki, bardzo miłe zresztą. Taka mała oaza, wentyl bezpieczeństwa, sposób na nudę; do dziś miło je wspominam. Wiele z nich wciąż pamiętam.
    Później jednak moje fantazje stały się codziennym elementem przed zaśnięciem, czymś obowiązkowym, stałym - jak mycie zębów. Bez tego sen nigdy nie nadchodził. Rozpamiętywałam je więc i lubiłam do nich wracać, przenosiłam je na papier, z czasem stworzyłam sieć dalszych wydarzeń, produkując całe wielkie, długie, wieloodcinkowe historie. Bohaterka moich fantazji - druga ja - zdobywała nowe doświadczenia, wór wspomnień, przeżyć, blizn i radości; wiązałam ją coraz silniej ze mną, z innymi bohaterami. Często o tym śniłam. Gdy zaś budziłam się rano, wracałam do normalności. I funkcjonowałam tak znów do wieczora. Nigdy nie zastanawiałam się, czy jest to złe, dlaczego tak robię.
    Aż do pewnego momentu. Ludzie dookoła mnie zaczęli dojrzewać; ja również zresztą, chyba nawet bardziej od nich. Zaczęło mnie więc nurtować, czy to normalne, że co nocy przenoszę się do innego świata, zamiast przejmować się chłopakami, przyjaciółkami, sprawdzianami. I tak lata mijały, bo nic się nie zmieniało.
    Z wyjątkiem mojej drugiej ja. Ona wciąż przeżywała nowe przygody.

    Eva Syristova w "Świecie urojonym" pisze:
    "W iluzjach, omamach i halucynacjach powstają często niezależnie od świadomości podmiotu – urojone realia życia, które człowiek uważa za rzeczywiste i bez których w wielu wypadkach nie mógłby dalej egzystować. Jest to świat ze sztucznym słońcem. Wydaje się, że w przypadkach granicznych, gdy zagrożenie i niezaspokojenie przekraczają wytrzymałość jednostki, wówczas nawet konstrukcje senne lub zaspokajanie w fantazji może – przynajmniej na jakiś czas – utrzymać w równowadze aktywność psychiczną człowieka, może ono uchronić jednostkę przed rozpadem osobowości lub samobójstwem.

    Wkracza w swój świat urojony tak, jakby to był świat rzeczywisty. Dochodzi tutaj do uprzedmiotowienia subiektywnego przeżywania – rzeczywistym staje się to, co człowiek chce, by rzeczywistym było. Świat urojony, którego nie sposób określić, jest jak otwarta rana, która wyrasta obok świata rzeczywistego, będąc zarazem jednym ze sposobów szukania ulgi. Jest zarówno wyrazem uzewnętrznionego cierpienia człowieka z powodu świata rzeczywistego i stosunków międzyludzkich, jak też jedną z form tendencji człowieka do niepowstrzymanego przekraczania granic ludzkiego bytu, choćby w marzeniu. Jest czasem wyimaginowaną odwrotnością realnego piekła życiowego, która może się jawić nie jako sytuacja bez wyjścia, lecz jako ogród wszelkich rozkoszy".

    Nie skopiowałam tego, by mój post brzmiał pięknie i literacko. Słowa Syristovej w pewnym momencie stały się dla mnie dobrym usprawiedliwieniem moich zachowań, jakimś takim "Spójrz, ktoś o tym napisał książkę, czyli nie tylko ty masz taki problem - a jeśli nie tylko ty masz taki problem, to to jest całkiem normalne zachowanie i nie musisz tego kończyć, nie musisz się tego bać", wobec czego jeszcze bardziej zanurzałam się w świecie fantazji, urabiania własnego życia na wymarzony obraz - w głowie. Jeszcze bardziej, jeszcze bardziej, aż w pewnym momencie dotarło do mnie, że przybrało to zbyt wielki rozmiar, za bardzo mnie zdominowało. Wyprodukowane w ramach odcięcia się na dwie sekundy od nudy nierzeczywiste fantazje sprzed kilku lat rodem z seriali fantastycznych przerodziły się w fantazje bardzo realne, życiowe, niemalże namacalne: o pracy, szkole, o zakupach, o załatwianiu spraw w urzędach, rodzinie. W jednej chwili, idąc na przykład z poczty do sklepu, stawałam się kimś innym. Mijani przeze mnie na ulicy ludzie nagle stali się cząstką tego świata, ludźmi, którzy znali mnie nie jako mnie, czyli pannę XYZ opisaną w moim dowodzie osobistym, a pannę (nie)istniejącą, którą sama sobie stworzyłam, skroiłam, ubrałam w emocje, fałszywe historie, wspomnienia - tyle tylko, że wciąż z moim imieniem i nazwiskiem. W pewnej chwili ze zgrozą odkryłam, że moje prawdziwe życie zaczyna się dopiero w momencie nocy i zamknięcia oczu (jeszcze w początkowej fazie), dziś zaś w jakichkolwiek okolicznościach, bez większej kontroli nad tym. Mój dom zamienia się w zupełnie inne mieszkanie, ściany pękają i rozsuwają się, by przyjąć do siebie drugie piętro z balkonem wychodzącym na panoramę jakiegoś wielkiego miasta, mój wygląd przechodzi prawdziwą metamorfozę, mijani ludzie są nagle współuczestnikami danych historii rozgrywanych w mojej głowie (codziennie prowadzę z nimi w myślach dialogi, dyskutując o życiu codziennym, sensie życia i swoich sukcesach) a ludzie, których znam od lat, nagle stają mi się obcy. Moja druga XYZ ich nie zna, więc nie znam ich także i ja. Wychodzę z domu w spodniach i trampkach, a niemal słyszę stukot obcasów; przygładzam nieistniejącą sukienkę, czuję uścisk dłoni wyimaginowanego faceta. Jeszcze jakiś czas temu byłam pewna, że to nic złego; że da się w ten sposób przeżyć życie, przetrwać, a moje fantazje - jak zresztą pisała sama Syristova - są taką swoistą oazą i 'zarazem jednym ze sposobów szukania ulgi'. Wiecie, niepowodzenia życiowe i związane z tym stresy odreagowywałam we własnej głowie, stwarzając sobie drugie życie, drugie sytuacje, wiecznie ze mną w centrum jako uśmiechniętą, szczęśliwą, niedotkniętą jakimikolwiek komplikacjami. Gdy wychodziłam z uczelni czy pracy, wyglądając marnie po wielu godzinach harówki, zupełnie zdołowana i unikająca cudzych spojrzeń, w chwili przekroczenia drzwi wyjściowych stawałam się piękną, śliczną, szczęśliwą, uśmiechniętą, podziwianą przez wszystkich i znaną XYZ2. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak wielką ulgę mi to sprawiało, jak pomagało przetrwać... I jak dobrze czułam się sama ze sobą: siedząc w domu, robiąc zakupy, spacerując. A wkrótce także i z innymi, gdy XYZ2 zdominowała mnie do tego stopnia, że wkradła się do mojego codziennego życia, gdy przekroczyła drzwi wejściowe pracy, uczelni, mieszkań znajomych. Nie jesteśmy złymi dziewczynami, każda z nas jest miła, uprzejma, pomocna. Moja depresja się skończyła, myśli samobójcze zniknęły - bo dlaczego miałabym się zabijać, skoro jutro udzielam wywiadu do danej stacji telewizyjnej i ludzie mnie kochają. Rozmawiając z przyjaciółką rozmawiałam z nią jako ktoś pośredni, trzymając się faktów dotyczących życia XYZ, a przybierając osobowość XYZ2: uśmiechniętej, wesołej, inteligentnej, oczytanej, z trafnymi ripostami. Odżyłam towarzysko. Stałam się atrakcyjniejsza pod wieloma względami. Wreszcie siebie zaakceptowałam. Drugą siebie. Ale.. Ale dotarło do mnie, że właściwie coraz mniej nad tym panuję. Że nie pojawia się to na zawołanie, po wypowiedzeniu w myślach ukochanych słów "A teraz sobie pomarzę". To stało się czymś codziennym, normalnym, zupełnie jak potrzeba chodzenia do toalety albo picia wody, coraz mniej zależnym ode mnie. Nie doszło jeszcze do demaskacji przed znajomymi, nie pozwoliłam na to ani jej, ani sobie samej, lecz przeraża mnie to, co się ze mną dzieje. "Świat wewnętrzny może być wielki, wspaniały i wcale nie destruktywny. Może być potęgą i budować, tworzyć nowe przestrzenie, które w sposób zgodny i harmonijny będą stykać się ze światem zewnętrznym. Nie można doprowadzić do stanu, że oba światy zaatakują jednocześnie". A ja do takiego stanu doprowadziłam. Myślałam, że do końca życia uda mi się schronić w odmętach własnej wyobraźni, odreagowując w niej wszystkie stresy i nerwy, a tym samym nie obarczając przyjaciół moimi problemami, ale w pewnym momencie coś poszło nie tak. Coś wymknęło się spod kontroli. Przefantazjowałam rzeczywistość, zaniedbałam ją i teraz ścigają mnie konsekwencje podjętych oraz niepodjętych decyzji. Świat poza mną wali się. I to, co przeraża mnie jeszcze bardziej, znajduje odzwierciedlenie w świecie wewnątrz mnie. Nieświadomie wyobrażam sobie jakieś problemy i obarczam nimi XYZ2, lecz ona oczywiście zawsze wychodzi z tego cało, jeszcze silniejsza, jeszcze piękniejsza, jeszcze bardziej podziwiana - podczas gdy XYZ porusza się po równi pochyłej. Rządzi tym jakaś taka odwrotność proporcjonalna. Im lepiej mi tam, tym gorzej tutaj. Nie potrafię zrezygnować z żadnego z tych światów, bo nie mam już nad tym kontroli. Straciłam kontrolę nad sobą stopniowo, a potem nagle.

    Proszę kogokolwiek o odpisanie mi, jakiekolwiek wsparcie, pokierowanie mną, choć kilka miłych, pokrzepiających słów. Gubię się już sama z sobą samą. I nie wiem, co mogę jeszcze napisać... Nie chcę histeryzować, użalać się nad sobą. Ale koniecznie musiałam to z siebie wyrzucić. Potrzebuję obiektywnej oceny. Kilku słów, zrozumienia.

    Dziękuję za każdy odzew.

Uprawnienia

  • Mozesz zakladac nowe tematy
  • Mozesz pisac wiadomosci
  • Nie mozesz dodawac zalacznikow
  • Nie mozesz edytowac swoich postow
  •  

LinkBacks Enabled by vBSEO

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172 173 174 175 176 177 178 179 180 181 182 183 184 185 186 187 188 189 190 191 192 193 194 195 196 197 198 199 200 201 202 203 204 205 206 207 208 209 210 211 212 213 214 215 216 217 218 219 220 221 222 223 224 225 226 227 228 229 230 231 232 233 234 235 236 237 238 239 240 241 242 243 244 245 246 247 248 249 250 251 252 253 254 255 256 257 258 259 260 261 262 263 264 265 266 267 268 269 270 271 272 273 274 275 276 277 278 279 280 281 282 283 284 285 286 287 288 289 290 291 292 293 294 295 296 297 298 299 300 301 302 303 304 305 306 307 308 309 310 311 312 313 314 315 316 317