Witam, postanowiłam napisać, gdyż jestem kompletnie bezradna. Mam dopiero 20 lat, studiuję, wszystko wydaje się być w porządku, nie mam żadnych problemów, ostatnio zdałam sesję bardzo dobrze, byłam na feriach u rodziny a mimo to, po powrocie coś się stało. Pewnego dnia, gdy wróciłam do mieszkania, miałam iść z moją współlokatorką na siłownię ale jakoś dziwnie się poczułam, było mi niedobrze, czułam dziwny stres i niepokój wewnętrzny, więc zostałam w domu. W dodatku od kilku dni miałam dziwne uderzenia gorąca, zwłaszcza jak byłam na uczelni, i nie chodziło o to, że było gorąco w pomieszczeniu, było normalnie, siedziałam, dobrze się czułam i tak NAGLE przychodziło takie uczucie gorąca, czułam, że muszę szybko otworzyć okno lub rozebrać się i czułam okropnie bicie gorąca jakby od środka, strasznie zaczynałam się pocić w jednej chwili. To przechodziło po jakiejś chwili, ale powtarzało się to kilka razy, i wtedy w mieszkaniu też tak miałam. Gdy koleżanka wyszła z mieszkania ogarnęło mnie dziwne uczucie, sama nie potrafię wyjaśnić co się stało ale nagle zaczęłam płakać, ogarnęła mnie histeria, strasznie się bałam, nie wiedziałam co się dzieje, wewnątrz czułam uczucie takiego niepokoju, stresu, jakby coś się stało, jakby ktoś mnie skrzywdził lub zostawił. Ale przecież nic takiego nie miało miejsca. Zadzwoniłam szybko do mojego chłopaka i opowiedziałam mu co się dzieje, płakałam do słuchawki, pragnęłam żeby był przy mnie, ale wiedziałam że nie może przyjechać bo ja studiuję w mieście, które jest daleko od naszych miejscowości, a on pracuje dorywczo i nie może przyjechać. Próbował mnie jakoś uspokoić ale ja strasznie płakałam, rozmawialiśmy chyba ponad godzinę i to mnie trochę uspokoiło, włączyłam potem jakiś film i poszłam spać. Na drugi dzień wstałam taka przygnębiona, smutna, pomyślałam że pójście na uczelnię mi pomoże, że porozmawiam z ludźmi, pośmieję się (bo ogólnie jestem bardzo wesołą osobą). I pomimo, że tak właśnie było, że rozmawiałam ze znajomymi, śmiałam się to dziwne uczucie w środku cały czas było. Po powrocie z uczelni poszłam spać, od razu po wstaniu poszłam na zakupy i gdy wróciłam do domu - to już był wieczór, mojej koleżanki znowu w mieszkaniu nie było i znów ogarnęła mnie histeria, zaczęłam płakać i to głośno, nie umiałam się uspokoić, mówiłam do siebie na głos "co się ze mną dzieje?!" "dlaczego płaczę?!" "dlaczego czuję to okropne uczucie w środku?!", uczucie takiej bezsilności, przeszło mi przez myśl, żeby też gdzieś wyjść, ale nie chciałam sama wychodzić, nie potrafiłam, nie wiedziałam gdzie, nie miałam siły. Czułam się tak strasznie źle, płakałam tak głośno i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nie mogłam zadzwonić do chłopaka bo był na treningu i wiedziałam że wróci dopiero za jakieś 2 godz. Musiałam sama sobie poradzić, ale to było straszne, włączyłam film, ale cały czas płakałam, czułam, że nie chcę tego robić, nie chcę tego oglądać, nie chcę w ogóle być tu sama, strasznie mnie nosiło, czułam stres. Ale w końcu jakoś się uspokoiłam na trochę. Myślałam że jak wróci moja współlokatorka to będzie lepiej, nie będę płakać, nie będę sama, będzie normalnie. Ale cały czas czułam się beznadziejnie. Czułam po prostu, że nie chce mi się żyć, nie wiedziałam co się ze mną stało, tak nagle z dnia na dzień napadły mnie jakieś stany lękowe, histerie, płacz. W końcu gdy mój chłopak zadzwonił, znowu więcej niż godzinę płakałam mu do słuchawki, próbowałam mu wytłumaczyć co się ze mną dzieje (chociaż było to trudne bo nie znałam przyczyny), można powiedzieć, że się "zanosiłam", mówiłam mu, żeby mi jakoś pomógł, żeby przyjechał, ale mówił, że dopiero na weekend będzie mógł (czyli za kilka dni) i pomyślałam, że wytrzymam te kilka dni i jak do mnie przyjedzie to już będzie dobrze. Ogólnie rozmowa z nim po czasie jakoś mnie uspokaja, ogólnie, gdy się wypłaczę, wypiję zieloną herbatę i staram się rozmawiać z nim już na jakieś normalne tematy to się uspokajam. Rozmawialiśmy 2 godz przez telefon i nawet się śmiałam. Potem wzięłam kąpiel i poszłam ze spokojem spać, miałam tylko nadzieję, że już jutro będzie lepiej. I tak się złożyło, że następny dzień mam wolny od szkoły. Wyspałam się, zjadłam porządne śniadanie, rozmawiałam chwilę z chłopakiem przez telefon, włączyłam muzykę, naprawdę czułam się bardzo dobrze, nie było tego uczucia w środku, ćwiczyłam trochę do muzyki, potem posprzątałam mieszkanie i znów NAGLE przy myciu podłogi ogarnęło mnie to dziwne uczucie, powtarzałam sobie w myślach, że to tylko moja wyobraźnia, że przecież się nic nie dzieje, że wszystko jest ok, ale nie ustępowało. Czułam, że muszę usiąść lub się położyć. Położyłam się na chwilę, czułam taki ból brzucha jak przy stresie, ogarnęła mnie taka beznadzieja, w jednej chwili poczułam, że nie chce mi się już nic robić, że nie mam siły, znów nie wiedzieć czemu podeszły mi łzy do oczu. Chwilę wcześniej czułam się naprawdę dobrze i nagle to uczucie znów przyszło. Starałam się tylko nie płakać ale akurat dostałam telefon od mamy (która mieszka za granicą), że jest praca dla mojego chłopaka na miesiąc i wtedy się rozpłakałam. Chociaż niedawno był tam w pracy przez 5 tygodni i bardzo się cieszyłam, że znalazła się dla niego praca, że sobie zarobi, a ja jakoś to wytrzymam. I wtedy miałam sesję, uczyłam się i te 5 tygodni zleciało naprawdę szybko (chociaż za nim tęskniłam, to ani razu nie płakałam chociaż zdarzyło mi się zostać sama na weekend gdy moja współlokatorka wróciła do domu), wiedziałam, że to szybko minie, rozmawialiśmy przez skype i było naprawdę ok, chociaż oczywiście chciałam, żeby już wrócił. A teraz, gdy pomyślałam, że znowu ma wyjechać na miesiąc to płakałam bo strasznie się boję tego, co ze mną będzie gdy znowu dostanę ataku, a czuję, że to samo tak szybko nie przejdzie. Tylko on wie o tym, co się teraz ze mną dzieję, chociaż oboje nie mamy pojęcia co się tak naprawdę stało, dlaczego odczuwam to straszne uczucie w środku, dlaczego tak strasznie płaczę. Nieraz byłam smutna, przygnębiona czy naprawdę czymś zestresowana, ale zawsze z jakiegoś powodu. Najbardziej przeraża mnie to, że to uczucie dopada mnie tak nagle i nawet gdy się uspokoję to cały czas to czuję w środku a tak naprawdę nie wiem DLACZEGO? Dopiero co po feriach wróciłam na uczelnię i nic się nie wydarzyło. To uczucie mnie zabija, dostaję jakiegoś szału, histerii, jakbym się czegoś bała, lub jakby coś się stało. Czuję, że nie poradzę sobie z tym sama, chociaż w głowie ciągle powtarzam sobie "wszystko jest w porządku, to chwilowe załamanie, bądź silna, niedługo przejdzie", ale to nic nie daje. Czuję taką beznadzieję, pustkę, nie wiem co mam ze sobą zrobić. To trwa dopiero kilka dni, ale codziennie i bardzo się tego boję, to mnie przeraża. Nie wiem nawet czy powinnam pójść do jakiegoś lekarza? Strasznie się boję. BARDZO PROSZĘ O JAKĄŚ POMOC, O PORADĘ. Czy zna Pani/Pan kogoś, kto miał podobnie? Czy jest możliwe, żeby człowieka dopadła jakaś depresja tak zupełnie nagle i niespodziewanie? Czy może to być spowodowane jakimiś przeszłymi problemami tylko teraz dopiero się to objawiło?? Sama nie dam sobie z tym rady. Bardzo proszę chociaż o jakąś wskazówkę. Z góry dziękuję.