Witam, mam 21 lat. Prawdopodobnie (ponieważ dokładnie nie jestem pewna) w technikum 1/2 klasa zaczęłam dostawać nadkwaśności oraz zgagi, przyznam się, że wtedy nie uważałam tego za coś ważnego i groźnego, więc tak sobie z tym żyłam czasem narzekając na to i na ból w żołądku. W międzyczasie stwierdzono u mnie nerwice wegetatywną (jestem osobą bardzo nerwową, chociaż już się to zmienia). Niecały rok temu postanowiłam jednak pójść z tym do lekarza, dostawałam controloc 40 i 20 - różnie. Przy nadkwaśności czułam się normalnie, jedynie jak miałam/mam zgagę to jest ze mną źle, nie jestem w stanie wstać z łóżka, ciągle czuje pusty żołądek, mdłości, nudności - oczywiście nie za każdym razem są te objawy. Badania na bakterie helicobacter z krwi i nic! I gdy pewnego dnia wymiotowałam przy zgadze poprosiłam lekarza rodzinnego o skierowanie na gastroskopie. Badanie miałam 24 czerwca 2016r. Więc w piątek. Wyszło mi, że wszystko jest prawidłowo, jedynie, albo aż aftowa nadżerka w antrum oraz dodatni test na tą bakterie i rozpoznanie: 'Zapalenie żołądka' Pytanie moje:
Więc czemu z krwi wyszło negatywnie? Między badaniem z krwi a gastroskopią było jakieś 4 miesiące.
Do tej pory boli mnie gardło, czy to normalne? Ciężko mi się przełyka, ból podobny jak przy anginie.
Czy przy podaniu antybiotyków zostanę całkowicie wyleczona, czy nadżerka wtedy 'zniknie'? Jak to wygląda?

Prowadzę raczej zdrowy tryb życia, jem zdrowo, ćwiczę, jedynie fakt, że jestem osobą nerwową.