Chłopiec, 2 latka. 17 dni temu pierwsza wizyta u lekarza pierwszego kontaktu. Diagnoza? W zasadzie brak - zalecono antybiotyk (różowy płyn nie pamietam w tej chwili nazwy w razie potrzeby sprawdzę). Po kilku dniach wizyta i zmiana antybiotyku (angina). Po kolejnych wizyta kontrolna która z naszej winy przeciąga się jeden dzień. W poniedziałek (dzień przed wizytą kontrolną) dziecko czuje się już dobrze, w zasadzie od trzech dni nie ma gorączki, jest aktywne, przyjmuje posiłki wygląda na zdrowego. Na wtorek wizyta kontrolna przełożona z poniedziałku. Noc poniedziałek/wtorek nie spokojna. Wysoka gorączka która dość łatwo przechodzi po podaniu ibuprofenu. Wtorek wizyta, lekarka oburzona, że nie przyszliśmy wczoraj. Tym razem to już chyba mononukleoza...
Pytam więc czy dziecku podaje się antybiotyki bez tak podstawowych badań? Bo wg. mnie przh stwierdzaniu anginy warto zrobić badania na mononukleozę, choroby łatwo pomylić a antybiotyk jest zbędny.

Drugie pytanie bardziej ogólne. Czy w polsce to normalne, że podaje się antybiotyki od tak? Wiem po swoim przykładzie, kilkukrotnie będąc u lekarzy z gorączką itd, dostaje antybiotyk, od tak.

Trzecie pytanie. Dziecko jest obecnie w szpitalu, sam powiedziałem, że nie chce już żadnego "strzelania" na zasadzie który lek zadziała. Na ogól przebywa z nim żona więc nie miałem do tej pory jak wypytac osobiście o szczegóły. Dzisiaj udało mi sie byc na wizycie lekarskiej. Pytam co mu w końcu jest (leży od piątku), dziś mamy poniedziałek. Pani lekceważąco stwierdza, że zrobili test na mononukleozę, wyszedł negatywnie, ale ona nadal twierdzi, że to mononukleoza. To może trzeba zrobić dodatkowe badania?
Dziecko (wg. Żony) dostaje jakiś antybiotyk. Skoro to mononukleoza, ktora jest odporna na antybiotyki, to o co tu biega ? Czy mogę w szpitalu żądać opinii innego lekarza? Coś mi się tu nie podoba, mimo, że dziecko czuje się już dobrze...