Czytałem dużo artykułów, rozwiązywałem testy, głowiłem się nad tym i głowiłem...
Czy jestem socjopatą?
To pytanie ostatnio zaprząta moje myśli. Z tego, co przeczytałem uważam, że wykazuję dużo cech właściwych dla tej dolegliwości. Manipuluję ludźmi, okłamuję ich przy tym, co daje mi satysfakcję, wiele razy mam ochotę zrobić COŚ naprawdę złego, co postrzegam jako "owoc zakazany". Niektórych rzeczy nie pozwala mi robić lęk. Jestem tchórzliwą osobą, nigdy bym niczego nie ukradł przez strach, że mogę zostać złapany. Duma też odgrywa w tym ważną rolę. Raz jestem megalomanem, a po chwili staję się nieśmiały, moja pewność siebie maleje. Popadam czasem w depresje, ostatnio dość często. Wczoraj wieczorem rozmyślałem nawet o samobójstwie. Co mnie przed nim powstrzymuje...? Życie nie jest ciekawe, tak naprawdę nie widzę jego sensu. Ale pomyślałem o tym co jest po śmierci. Nic, jestem ateistą. Ale JEŚLI coś jest...? I jak poczuje się moja mama? Jak poczują się ci, dla których jestem ważny?
Nie wiem już ile razy myślałem o tym, by wyrządzić komuś krzywdę. Mam w sobie coś z sadysty, lubię gnębić ludzi, ale gdy to robię, nie uważam tego za złe.
Ludzi jak takich nie lubię, czasem się ich boję. Przykładowo przed chwilą udałem się kupić wodę do picia. Nieustannie oglądałem się za siebie, czy ktoś za mną przypadkiem nie idzie.
Zawsze towarzyszy mi stres, gdy jestem poza domem. Lubię być sam, od zawsze. Nie jestem jedynakiem, mam siostrę. Moje relacje z nią są nieco skomplikowane, momentami toksyczne, ale nie przeze mnie. Siostra ma nieprzyjemny charakter. Jest niewiele starsza ode mnie. W dzieciństwie byłem bardzo często przez nią wyzywany. Niesłusznie, przewyższam ją inteligencją, mimo iż zawsze miała lepsze oceny ode mnie.
Nie potrafię współczuć, przynajmniej większości ludzi. Mam sentyment do starców przez wzgląd na zmarłego dziadka, który był dla mnie najważniejszą osobą w życiu. Oglądam z ciekawością makabryczne zdjęcia z katastrof, egzekucji, wypadków. Czuję wtedy zainteresowanie ich zawartością, wpatruję się w nie chcąc uchwycić szczegóły. Taki turpizm jest u mnie sprzeczny, gdyż jestem artystą, estetą. Ludzi również postrzegam wizualnie. Gdy ktoś mi się nie spodoba z wyglądu, gardzę nim. Nie chcę go znać. Przestałem czytać artykuł o bohaterskiej pielęgniarce, gdy zobaczyłem jej zdjęcie.
Mam wiele "masek". Prawie każdy zna mnie pod inną. Bywam przyjazny, uprzejmy, miły, dowcipny, szalony, ponury, złośliwy, odważny, tchórzliwy... Kaprys i sytuacja decydują o tym, którą z nich zakładam.
Jestem bardzo ambitny, uwielbiam mieć władzę. Ale z czasem tracę zapał, nie chcę z nikim współpracować. Świadomie zaniedbuje to co robię.
Napisałem już, że nie lubię ludzi. Nie ostrzegam ich jako równych mnie. To "rzeczy", które chodzą, mówią, jedzą, "coś tam" myślą. Rozumiem ich zachowanie, ale jednocześnie nie rozumiem. Czemu? Ponieważ tak, gdyż tak. Widzę to w mniej więcej ten sposób. Chciałbym ich kontrolować, wykorzystywać do robienia tego, co ja chcę, ale nie dawać nic od siebie. A oczekują tego. Tylko czy zasługują?
Pochodzę z patologicznej, rozbitej rodziny. Mój ojciec porzucił mnie, gdy byłem nastolatkiem. Na dobrą sprawę, nigdy go nie kochałem. Nienawidziłem, gdy wracał wcześniej z pracy już jako małe dziecko. Nie znęcał się nade mną fizycznie, ale psychicznie. Ostatnio jestem zagubiony, nie mam ochoty na nic. Przedwczoraj przytrafił mi się atak płaczu, który został przerwany atakiem śmiechu. Dziwne, prawda? Śmiałem się z tego, iż płakałem. Mam ostatnio napięte kontakty z mamą, kłócimy się. O pierdoły, mówiąc kolokwialnie.
Podsumowując...
Jestem sadystyczny, płytki, mam wahania nastrojów, nie rozumiem i nie lubię ludzi, często chcę łamać prawo lub zasady moralne, lecz nie pozwala mi na to obawa przed konsekwencjami. Nie potrafię współczuć, poznawać nowych ludzi (nawet nie chcę), kocham samotność, lubię rządzić, ale przy tym nie stykać się z nikim ani nic nie dawać. Chciałbym być popularny, lubiany, ale też budzić strach, respekt. Uwielbiam, gdy ktoś się mnie boi. Sprawia mi to przyjemność. Widzę siebie na przemian w jasnych i szarych barwach.
Przepraszam za chaotyczność wypowiedzi, starałem się być obiektywny względem siebie, chociaż część z wymienionych zarzutów nie pochodzi z moich obserwacji, tylko otoczenia. Wszystko pasowałby do tego, że jestem socjopatą, gdyby nie moja "granica", którą stwarza lęk przed konsekwencjami moich działań. Proszę o "diagnozę", poradę. Z góry dziękuję i pozdrawiam.