Dobry Wieczór
Mam problem z zachowaniem Męża. Może zacznę od początku... Kiedy zaczęliśmy się spotykać mój mąż był pełen wigoru chęci parcia do przodu. Zawsze miał tendencję do wyolbrzymiania sytuacji i można powiedzieć kłamania. Jednak kiedy tylko to wyłapywałam od razu reagowałam. Nie wiem czy dobrze ale czasem spokojnie innym razem dość stanowczo. Czasem miałam wrażenie, że nie mogę mu wierzyć i do tej pory z wielkim dystansem podchodzę do jego wypowiedzi. Nie chodzi o to, że mu nie ufam bo bym skłamała. Staram się wzbudzić w nim poczucie, że może mi wszystko powiedzieć... całą prawdę. Niestety podświadomie i tak go sprawdzam. Ale to jest mniejszy problem jak już mówiłam zawsze mógł odnaleźć się w różnego typu sytuacjach.
Z czasem zauważyłam, że nawet przy prostych sytuacjach ( ustalić przez rozmowę telefoniczną spotkanie z zespołem weselnym) musiałam przejąć słuchawkę bo nie potrafił.... Jakby się bał. Z czasem przyszedł też kryzys finansowy i niestety również wszystko spoczęło na moich barkach. Jestem osobą, która chce iść do przodu, a czasem mam wrażenie, że albo nie chce albo nie potrafi dotrzymać mi kroku. Kiedy stracił pracę musiałam go straszyć, że się rozejdziemy aby zaczął działać. Rozumiem, że nie wszyscy ludzie mają łatwość w nawiązywaniu kontaktów, rozmowy itp. Jednak wydaje mi się, że coś z nim się stało to nie jest ta sama osoba. Już mnie nie wspiera i nie docenia jakbym tego nie potrzebowała... W dodatku często twierdzi , że jest "Tygryskiem" i wtedy zachowuje się jak dziecko, a byłabym jego matką. Kiedy znalazł nową pracę ( po raz II bo wcześniej nie wypłacano mu wynagrodzenia) znów przez parę dni było o.k. ale wymaga ode mnie w skrajnej sytuacji finansowej, żeby ciągle miał co palić.... Kiedy tłumaczę, że nie mamy pieniędzy i musimy mocno ograniczyć wydatki na ten cel obraża się....( ograniczyć bo nie potrafimy przestać) Nie wiem co robić. Czasem wydaje mi się, że to moja wina bo zawsze starałam się pokonać najgorsze, a on stał z tyłu... Może podświadomie go odsuwałam od działania nie wierząc, że sobie poradzi. Jednak kiedy liczyłam na niego, że coś spróbuje zdziałać nie doczekałam się działania a często musiało być natychmiastowe....... Nie wiem co robić bo bardzo Go kocham..... On jakby się uwsteczniał... Ciągle mu powtarzam, że zapiszę go do psychologa, żeby sobie poukładał to co się zagmatwało... Jednak boje się, że jak już to zrobię to i tak nie pójdzie bo nie widzi problemu. Poza tym On sam powinien chcieć się zmienić. Choć wydaje się, że dla niego to wszystko jest normalne i nie ma żadnego problemu....
Żeby tak ze szczegółami to opowiedzieć potrzebowałabym wielu godzin....
Pomóżcie..