Dzień dobry. Wczoraj moja mamusia doznała rozległego wylewu wewnątrz czaszkowego. Mama cierpi na naczyniak (z angielskiego AVM). Ten naczyniak jej pękł. Mama miała iść na zakupy, była ubrana. Znalazłem ją o godzinie 16:15. Nieprzytomną, ledwie oddychająca w bardzo kiepskim stanie. Jestem przez to w bardzo złym stanie psychicznym, bo miałem zamiar odwiedzić mamę około 12 ale coś wypadło. Wydaje mi się, że mamusia leżała z tym wylewem trzy a nawet pięć godzin. Sam czekałem na karetkę 50 minut z mamusia w tym stanie. Mama była leczona radiologicznie na ten naczyniak w Dublinie ( mieszkamy w Irlandii). Wszystko niby miało byc dobrze , nie było ryzyka krwawienia a tu nagle pękł. W szpitalu w Limerick mamę podłączono do respiratora i wprowadzono w stan śpiączki farmakologicznej. Dość późno, bo dopiero o 23:30 wyjechała do Dublina do kliniki neurologicznej. Około czwartej nad ranem zrobili mamie operacje. Usunięto skrzep i ustabilizowano ciśnienie w czaszce. Mama dalej jest w stanie krytycznym. Jutro rano mają zrobić kolejna tomografię lub rezonans i zdecydować co dalej. Możliwe , że będą chcieli wybudzić ja z śpiączki farmakologicznej. Dopiero jutro też będziemy mogli z tatą jechać do Dublina zobaczyć mamę i porozmawiać z lekarzem. Lekarz twierdzi że nie wie jak mama zareaguje na leczenie i że wylew był rozległy. Więcej informacji jutro dostanę. Jestem zdruzgotany i nie wiem co mam z sobą zrobić. Mama ma 54 lata... Była zdrowa oprócz tego naczyniaka i pracowita, a teraz mogę ją stracić. Tak nagle, bez pożegnania. Czy ktoś miał podobnie ciężki przypadek w rodzinie czy wśród znajomych ? Czy to się kiedyś skończyło względnie dobrze ? Czy jest jakaś nadzieja, której można się uczepić ?