W piątek wieczorem zaczął mnie boleć ząb. Na tyle mocno, że nie przespałam całej nocy płacząc i wyjąc.
Nie było żadnego dentysty, który chciałby mnie przyjąć w sobotę - mówię o prywatnych. Ból pojawia się niespodziewanie, czasem go nie ma, czasem uderza i trwa około 2 minut. Bolą zęby, żuchwa, promieniuje do ucha i rozrywa od środka. Byłam dziś u dentysty, sprawdził wszystkie zęby, zrobił trzy prześwietlenia, przykładał ciekły azot - nic szczególnego. Wyczyścił mi przestrzenie między zębami i już miał odsyłać do domu, kiedy z bólu zaczęłam płakać i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Wypisał mi antybiotyki, prawdopodobnie przeciwzapalne i dał leki przeciwbólowe, które nic nie dają niezależnie od ilości. Gdy wsiadłam do auta ból sprawił, że nie widziałam na oczy, płakałam jak dziecko i zaczęłam nawet jęczeć. Katastrofalny ból. Wiele przeszłam, między innymi zabieg usunięcia ropnia bez znieczulenia, gdzie mdlałam z bólu, ale teraz chce umierać... Wróciłam do domu i ból powalił mnie na ziemię. Dosłownie, krzyczałam w rękawy, wylałam morze łez. Po 5 minutach przestało. To znaczy ćmi, nie pulsuje. Jest nieakceptowanie, ale w takim stanie nie ma szans o zaśnięciu. Takie ataki wracają, bez żadnych większych wskazówek co je powoduje. Ani nie jem, ani nie piję, zęby są w porządku. Niech ktoś mi coś doradzi bo nie wyobrażam sobie, że mogę to przetrwać jeszcze jeden dzień dłużej. Ba, godzinę.