Witam.
Aktualnie mam 16 lat,uczęszczam do trzeciej klasy gimnazjalnej.Zwykle mi się dobrze wiedzie,nie mam żadnych problemów z rówieśnikami oraz materiałem szkolnym.Można powiedzieć że pod kątem nauki leżę na wysokich pułkach uwzględniając resztę towarzystwa.
Kilka lat temu rozstałem się z moimi rówieśnikami,pierwszymi znajomymi spoza podwórka(A podwórko było straszne).Tak,to były czasy kiedy chodziłem do podstawowej szkoły.Bardzo lubiłem jednego kolegę,był całkowitym odbiciem lustrzanym ode mnie.
Miał bogatych rodziców,był lubiany,cieszył się z małych rzeczy miał niezły styl i dla każdego był przyjacielski.Po prostu bardzo dobrze wychowany,nigdy nie słyszałem przekleństwa z jego ust,nigdy się nie bił.Cały czas go wspominam,to była osoba która nigdy mi krzywdy nie zrobiła a nawet słowem nie zraniła przez 6 lat.Martwię się o siebie ponieważ to nienormalne że myślę od trzech lat nad jedyną osobą z dwudziestu-pięciu.
Ja zawsze miałem pod górkę,starałem się zrozumieć to co inni potrafili bez problemu,nigdy mi się nie udawało nadążyć z materiałem.Miałem słabe oceny.Dom rozbity,nieraz matka wyzywała mnie od najgorszych a ja odpowiadałem jej naprawdę mocnymi słowami,piła po prostu nie codziennie ale często.Nieraz doszło do sytuacji że po prostu się poszarpaliśmy.Miałem wyrzuty sumienia i opłakując siniaki matki które jej wyrządziłem kończyłem swój dzień i tuliłem żale we śnie.Ciągle słyszę jedną gadkę dotyczącą braku pieniędzy,niskim komforcie życia i długach których końca nie widać.I tak w kółko,awantura,żalenie,szarpanina,holowanie matki z pokoju do pokoju(W przenośni,czasami tak się zdarza).Matka jest dla mnie bardzo dobra po trzeźwemu.Dopiero po alkoholu wojuje gdyż budzą się jej żale dotyczące świętej pamięci babki,dziada i ojca który się wyprowadził i kredyty,to chyba najbardziej daje MI w kość.Moja sytuacja cały czas na mnie wpływała źle,w szkole lubiłem się bić,męczyć ludzi słowami.Ćwiczyłem retorykę w tym celu aby nikt nie potrafił mi odpyskować racjonalnie.Wyrobiłem sobie największy szacunek fizyczny w klasie.Nie ma osoby która mogłaby mi się przeciwstawić.Szkoda że to co zrobiłem odbija się źle na moich rówieśnikach.Są jedynie dwie osoby które naprawdę lubię w mojej szkole.Tylko tym osobom nigdy nic nie wyrządziłem złego i nigdy nie wyrządzę.Wszyscy rówieśnicy lub młodsi są po prostu przeze mnie dręczeni,wyzywani i miażdżeniu argumentami.I tak i tak nie błyskam się w tej szkole.Co mi z tej siły i postawy skoro służy mi tylko do budzenia strachu?Zawsze lubiłem patrzyć na czyjeś cierpienie,smutek,porażkę,żal i słuchać komplementów.No ale nie schodząc z tematu.Czy to z powodu psychiki myślę tak o tej osobie szczerze czy to po prostu orientacja seksualna?Nie jestem w stanie odpowiedzieć sobie sam na to pytanie.Proszę o pomoc.