Dzień dobry.
O chorej tarczycy dowiedziałam się przez zupełny przypadek. Poszłam po poradę do swojego lekarza rodzinnego, ponieważ miałam powiększone węzły chłonne na szyi, niektóre wielkości piłeczki pingpongowej. Lekarz zlecił badanie USG szyi. Wykazało, że rzeczywiście węzły są powiększone, oba płaty tarczycy też, a także kilka guzków 8-10mm. W między czasie zbadałam poziom tsh (wynik 4.2 - mam 30 lat i w niedalekiej przyszłości chciałabym mieć dziecko), pozostałe hormony były w porządku. Z wynikami poszłam do endokrynologa. Lekarka nie zleciła biopsji, choć wśród zaleceń usg była prośba o jej wykonanie. Dostałam Letrox 50mg, a powiększone węzły i tarczyca to wynik niedoczynności, jak stwierdziła lekarka.
Oczywiście, mam typowe objawy - sucha skóra, zmęczenie, stany smutku, bezsilność, nieregularne miesiączki (trwa 3 tygodnie, tydzień przerwy, plamienie, tydzień przerwy, 2 tygodnie naprawdę bolesnej miesiączki itp.) powiększenie masy ciała...
Po roku poszłam na kontrolę do innego lekarza-endokrynologa. Tsh wciąż jest na poziomie 4.2 (mimo że zażywałam lek codziennie) - obecnie zwiększono mi dawkę do 100 mg. Ponowne USG wykazało tym razem liczne guzy, największy 14mm, oba płaty powiększone. Biopsja zostanie wykonana za 3 miesiące. Z badań krwi wynika, że mam zaawansowaną anemię i przyjmuję żelazo.
W ostatnim czasie odczuwam okropny dyskomfort przy oddychaniu, przełykaniu, kaszlu. Mam wrażenie, że jakaś niewidzialna pętla zaciska się na moim gardle.
Co robić? Czy są jakieś domowe sposoby na to, by ułatwić sobie oddychanie? Z dostępnych w aptece leków na kaszel nic nie pomaga. Czy mam powody do niepokoju? Czy powinnam zmienić lekarza? Proszę o wsparcie, bo już sama nie wiem, co mam myśleć...