Witam, chciałabym podzielić się przedstawić swój problem.
Mam 21lat ale moje problemy zaczęły się już w wieku 8lat kiedy to pojawiła się u mnie fobia szkolna. Powiem, że nie byłam wtedy odważną osobą, a wstydliwą, bojącą się wszystkiego i wszystkich. Więc pewnego dnia stopniowo w podstawówce zaczęłam odczuwać stany lękowe, wystarczyło, że tylko weszłam do szkoły, objawami było słabnięcie, wymioty i biegunka. Babcia zaprowadziła mnie do zwykłego lekarza rodzinnego. Lekarka od razu zrozumiała, że to fobia szkolna i po krótkiej rozmowie mój stan się bardzo ale to bardzo polepszył ;O można powiedzieć, że na dość długo, a mianowicie do 17 roku życia. Nigdy nie zapomnę tych 8 lat pięknego życia.
W wieku 17 lat byłam już w Technikum, w 2 klasie. I wtedy nagle wszystko powróciło, gdy tylko weszłam do szkoły zaczynały się bardzo silne bóle brzucha i uczucie lęku. Zaczęłam omijać szkołę, aż w końcu doszło to do moich rodziców i gdy przyjrzeli się sytuacji stwierdzili, że nie zaszkodzi zaprowadzić mnie do psychologa. A więc od razu powiem, że dzięki Pani psycholog przetrwałam całe technikum (niestety nie w całkowicie zadowalającym stanie). Psycholog stwierdziła, że za bardzo przejmuje się wszystkim i analizuje wszystko, a wręcz planuje co powiem, jak powiem, co zrobię, jakie będą konsekwencje czegoś, co i jak ktoś może zareagować. Stwierdziła również, że martwię się o wszystkich w koło, a nie myślę o sobie i to również ma wpływ na mój stan. Dodała, że objawy nerwicy powstały w dużej mierzę przez babcię i siostrę. To babcia mnie w większości wychowała i to nie były zbyt kolorowe czasy, a siostra i to jako starsza siostra nigdy nie okazała mi miłości (chyba, że potrzebowała pieniędzy) i wyżywała się na mnie całe życie.
Teraz mam 21 lat i nadal nie jestem w stanie sobie poradzić z tym wszystkim. A mianowicie jest gorzej. Wyjście do sklepu to są katusze, ogromne. Nie potrafię podjąć pracy, pójść do zaocznej szkoły. Poprzez fobię, stany lękowe, nerwicę, które wywoływały bóle brzucha i biegunkę powstała odrębna fobia, a mianowicie, sama nie wiem jak to ująć, lęk przed rozwolnieniem. Po prostu boję się, że jak mnie rozboli brzuch w autobusie, czy kinie, czy gdziekolwiek indziej, dostanę rozwolnienia, zrobi mi się słabo i będę się pocić, i co wtedy.. a co dopiero w pracy.
Jedno się u mnie zmieniło, jestem otwarta na ludzi, chcę się z nimi spotykać, poznawać nowych, chcę żyć, żyć normalnie. Nie bać sie wyjścia z domu, nie analizować tego czy muszę do toalety czy nie. Boję się własnych myśli, bo gdy pomyślę, że moje życie ma tak ciągle wyglądać to nie chcę wcale tak żyć. Jestem śpiąca, zmęczona i nie mam siły na wykonywanie czegokolwiek. Co moi rodzice uważają jedynie za lenistwo.

Próba uspokojenia ataku powoduje, że potem bolą mnie wszystkie części ciała, jestem ospała, a mózg jest na totalnym wyczerpaniu. Na niczym nie da się skupić.

Nie mam pewności czy zawarłam wszystko co chciałam. ale ciężko gdy jest tyle tego.

W planie, a raczej jutro mam zamiar rozejrzeć się za psychiatrą w swojej okolicy.

Aha i dodam, że moja mama w wieku 14-19 lat miała problem, że gdy wychodziła z domu dostawała owego rozwolnienia, a tata ma nerwicę i bierze leki przepisane przez psychiatrę. Czy to ma wpływ na moje objawy? Geny?