Witam,
Jestem z moim chłopakiem od prawie 3 lat. Niestety, los tak chciał, że jego rodzicami musiał być zwykły margines. Jego ojciec to alkoholik, znęcał się nad jego rodziną, na szczęście jego matka się z nim rozstała. Tyle, że ona wcale nie jest lepsza. Sypia czy umawia się z byle kim, teraz ma roczną córeczkę z typem jeszcze gorszym niż jej mąż. Poza tym długo ćpała, nawet będąc w ciąży. Po prostu zwykła kretynka, której narkotyki zeżarły mózg. Nie obchodzi jej los jej dzieci, do jej syna, a mojego chłopaka odzywa się jak do szmaty. Miała swoje dzieci w dupie odkąd tylko przestały być małe i słodkie. Mój chłopak ma lekkie problemy z czytaniem, mówił że ona nigdy go tego nie uczyła, był zawsze zdany tylko na innych. Jedyną osobą, dla której był ważny była jego prababcia, która teraz siedzi sama w domu starców, wsadzona tam przez własną rodzinę. W gimnazjum 2 razy powtarzał klasę (frekwencja), jego matka nawet trochę się nie przejęła, nawet sama mu mówiła że ma nie chodzić do szkoły bo może sobie z nią posiedzieć.
W końcu mój chłopak sam zaczął ćpać, w bardzo młodym wieku. Stracił przez to gówno nie dość, że nie jednego kumpla, to jeszcze sam raz prawie się przekręcił. Jego matka dobrze wiedziała jak jej syn baluje i oczywiście miała to totalnie w dupie, tak jakby to było coś normalnego. Było wszystko. Aresztowania, interwencje policji, więzienia, bransolety, kurator, sprawy... No po prostu wszystko, żeby zyskać miano patologii.
Nigdy nie chciałam oceniać ludzi, uważam, że każdy zasługuje na swoją szansę. Gdy poznałam swojego chłopaka już nie ćpał, w niedługim czasie rzucił fajki, do alkoholu zawsze miał traumę po ojcu. Na co dzień zachowuje się całkiem normalnie. Moi znajomi go lubią. Ci, którzy znają bliżej jego rodzinę (bo to, że do jego matki przychodziło się przyćpać było na porządku dziennym) mówią, że to jedyna normalna osoba z tym nazwiskiem.
Na początku związku mówił, że jestem jedynym dobrem jakie go spotkało, że to wynagrodzenie za to wszystko co musiał przeżyć... Kocham go i zależy mi na nim. Nie chciałam go nigdy skreślać z powodu rodziny, to przecież nie jego wina, wtedy mówił, że nie chce ich wszystkich znać.
I tutaj pojawia się problem, bo zamiast odsuwać się od rodziny, znacznie się do nich przybliża. Ma 18 lat i wiem, że utrzymanie się samemu jest mało możliwe.. Ale jego 'matka' wykorzystuje go na każdym kroku, interesuje ją tylko ona. Nie umiem patrzeć, co on do niej robi, bo po prostu na to nie zasługuje. Mówię mu to, że nie powinien być wobec niej tak lojalny, bo ona dla niego, kur*wa swojego dziecka, nie potrafi nic zrobić, a jak już coś zrobi to z wielkim problemem. Manipuluje każdą sytuacją, aby wyszła na poszkodowaną, kłamie żeby nie wyszła na najgorszą. Widzi to każdy, tylko nie on. A każda próba uświadomienia mu tego kończy się tym, że się z nim kłócę.
Powiedziałam mu otwarcie, że prędzej czy później będzie musiał wybrać między mną, a swoją rodziną. 'Jego rodzina' - matka i rodzeństwo. Jego rodzeństwo, mimo że też zachowuje się patologicznie, jeszcze przeboleję. Ale jego matki za nic. I niestety, to nie moje widzimisie, tylko po prostu strach, że zniszczy nam nasze życie. Bo nic innego nie potrafi zrobić. Ja, o ironio, pochodzę z dobrej rodziny, rodzice wierzący, zawsze mi pomagają, dla mojego chłopaka zrobili już więcej niż jego rodzina kiedykolwiek. A jego matka, pewnie skończy sama, zostanie jej marny zasiłek, który okaże się za mały. Papierosy przecież ciągle drożeją. Więc pierwsze co zrobi, to przyjdzie do swojego synalka. I będzie niszczyła nam życie, aż w końcu dopnie swego.
Mam już tego dosyć. Nienawidzę tej baby. Wiem, że to jego matka. Ale czy można nazywać kogoś takiego prawdziwą matką i tak ją jeszcze traktować...? Co mam zrobić, żeby on żył normalnie bez tej patologii?