Witam...niedawno byłam pierwszy raz w życiu u psychologa.Jednak ta pani,chociaż okazała się być bardzo miła,to jednak nie zszokowała mnie swoją wiedzą.To samo wyczytałam w internecie po przyjściu do domu.Zdiagnozowała u mnie syndrom zwany Dysforią.Powiedziała,że nie jest w stanie mi pomóc,czemu? tego nie wiem.Zaproponowała psychiatrę,neurologa i tabletki na poprawę nastroju.Wiem co może być przyczyną tego syndromu.To jej właśnie przedstawiłam.Stwierdziła,że muszę walczyć i tyle.Kiedyś w szkole nie byłam akceptowana przez rówieśników-za dobrze się uczyłam i nie wagarowałam więc postanowili zamienić moje spokojne życie w piekło i udało im się.Po raz pierwszy poczułam w wieku 13 lat takie coś jak nienawiść do drugiej osoby.A teraz jest jeszcze gorzej.Wpadam w szał z byle powodu...wściekam się,histeryzuję,wrzeszczę,potrafię uderzyć,wpadam w gniew,furię.Atak pojawia się zazwyczaj wtedy,gdy jestem z kimś w związku.Ta osoba obrywa najgorzej.Boję się,że rozbiję kolejne związki swoim nieobliczalnym zachowaniem.Wstydzę się.Druga osoba zobaczy atak i ucieknie.Niedawno rozstałam się z partnerem właśnie z tego powodu.Powiedział,że się mnie boi.Sama nie wiem co robić...nie chcę się wiązać z kimś i wyrządzić krzywdę.Ale najgorsze są moje obserwacje...wywnioskowałam z nich,że gdy jestem sama,to nie mam żadnych ataków...nie wiem o co w tym wszystkim chodzi.To wygląda tak,jakby ta choroba nie akceptowała mojego partnera...