Witam.Nie będę pisala wstepow tylko postaram opisac się co mi jest gdyz podejrzewam depresje u siebie.Zaczne od tego ze mam 26 lat a dzieciństwo mialam szczesliwe jednak od małego bylam straszna płaczką.W wieku 15 lat potrafilam plakac w poduszkę gdy tato jechal w niedzielę do Austrii do pracy czyt. co weekend byl w domu lecz bardzo to przezywalam gdy nikt nie widzial.Mialam to wynagradzane zabawkami ciuchami lecz strasznie tesknilam. Pozniej od 16go roku bylam z chłopakiem w zwiazku 4 lata.Bylo fajnie..do momentu gdy po 4 latach razem zostawił mnie w smsie ze to koniec,ze juz mnie nie kocha,ze nie bedziemy więcej razem etc . Mialam wtedy 20 lat i czulam jakby swiat mi sie zawalil. W rzeczywistości bylo wspaniale i dziekowalam Bogu za niego. Nasze ostatnie spotkanie tez bylo piekne kino kolacja i do momentu tego smsa.Zostawil mnie dla blond dziewczyny z duzymi "oczami " która byla wyztwajaca w przeciwieństwie do mnie. Ona zlapala go na dziecko a dziś sa po rozwodzie a dziecko ma 5 lat. Ja strasznie to przeżyłam. Nie spotkal sie ze mna do dzis i w oczy mi nie spojrzal.Jedyna jego skrucha byla w momencie smsow ego zrywania typu ja na ciebie nie zasluguje...Plakalam,przestalam dbac o siebie,nie zalezalo mi na niczym,calymi dniami w lozku zaplakana.Mialam ochote autem rozwalic sie na drzewie . Czylulam sie pozniej jakby mi ktos umarl..rzeczywistosc byla piekna a telefon rozpieprzyl wszystko. Wtedy byl 2008 rok jak mnie zostawil a ja placzac ogladalam fotki na nk ktore ona wrzucala z nim...z "moim facetem". Dzis jest 2014 i ja po licznych "zwiazkach"zeby zapomniec o ex jestem zareczona z chłopakiem ktory kocha mnie,jest troskliwy itp i mowi ze w głowie mu sie nie miesci jak mozna zdradzić kogos. Jestesmy razem juz prawie 4 lata ale ja ciagle placze..naczytalam sie duzo o depresji utajonej.Nie potrafie normalnie funkcjonować.Nie przeszkadza mi balagan,stronie od spotkan ze znajomymi.Gdy rodzice zapytaja mnie o cos to potrafie rozplakac sie jak dziecko i na poczekaniu wymyslam jakis problem.A wtedy mama mnie pociesza i mowi zebym nie plakala bo jakos to bedzie.A tak naprawdę placze i nie wiem czemu. Moj narzeczony mówi ze chyba jestem nieszczęśliwa z nim bo on juz nie wie czemu ja płacze czyt.a za moment śmieje sie.Potrafie z domu jechac do niego na weekend i slysze smutna piosenke i placze jak durna w aucie. Nie wiem co mi jest pomocy.