Bliska mi osoba ma od pewnego czasu dziwne lęki. Nie wychodzi wieczorami, w ogóle stara się uniknąć wyjścia w miejsca, gdzie jest dużo ludzi którzy są dla niej obcy. Myślałam, że to może fobia społeczna, albo jakiś rodzaj schizofrenii. Ale ta osoba twierdzi, że w każdej osobie którą widzi na ulicy widzi wroga, osobę która chce ją zaatakować. Albo że ma jakieś złudzenia, tak jakby zamiast normalnych twarzy były głowy klaunów których się panicznie boi. Oprócz tego ma straszne wahania nastrojów, raz jest pewna siebie (choć wydaje się to być maską) a częściej ma bardzo niskie poczucie wartości, czuje się jak nikt. Miewa myśli samobójcze (nieudane próby z przeszłości). Osoba ta dużo przeszła, toksyczne związki, gwałt, poronienie. W przeszłości była też uzależniona od amfetaminy.
Ja już czasem nie mam siły, nie wiem jak do niej trafić. Jednocześnie mnie denerwuje i sprawia, że jest mi przykro, w chwilach gdy zachowuje się jakby nie była sobą. Zaczęła chodzić do psychiatry, ale ja nie widzę poprawy.
Ale zależy mi na niej i nie odejdę, bo ona sama stwierdziła, że jestem jedyną osobą która jest w stanie ją "zmobilizować" do życia. Co ja mogę począć? Pomóżcie.