Witam,
Mam problem i nie wiem co dalej robić. Ale od początku. Wszystko zaczęło się ( chyba ) od problemów z uczeniem się. W liceum jakoś nie musiałem się specjalnie przykładać, ale jak przyszedł czas na naukę do matury wszystko się zmieniło. Wiadomo trzeba było siedzieć całymi dniami i kuć. Niby nic specjalnego, ale strasznie przeszkadzały mi problemy z koncentracją. Nie potrafiłem się skupić na dłuższy okres czasu, wszystko mnie rozpraszało i odciągało moją uwagę i tak sobie siedziałem, myślałem o niebieskich migdałach, udając że się uczę. Zaczęło do mnie dochodzić że jak tak dalej pójdzie to o dobrze zdanej maturze mogę pomarzyć. No i rzeczywiście matura mi nie poszła, w tym roku poprawiam. Przez wakacje jakoś zapomniałem o depresji ( której się w międzyczasie nabawiłem ) i problemach z nauką, ale od połowy sierpnia wziąłem się za robotę i znowu mam ten sam problem. Straszną trudność sprawia mi skupienie się na czymś co czytam, co chwile się rozpraszam, tekst sie rozmazuje i czytam jedną stronę po tysiąc razy. Próbowałem pić kawe, herbate zieloną, białą, taką i sraką, yerba matte, tiger'y redbull'e itd itp, brałem magnezy, kwasy omega, sesje nie sesje i Bóg wie jeszcze co i nic mi nie pomaga. Zacząłem obserwować swoje zachowanie i dzieje się to nie tylko podczas nauki. Nie skupiam się na niczym, począwszy od filmów, przez rozmowę z innymi ludźmi skończywszy na jeździe samochodem. Jestem jakby nie obecny, wszystko dzieje się samo z siebie, a ja czuję się jakbym miał zamglony mózg. Do tego jeszcze jak siedzę i próbuję się uczyć to cały czas muszę się czymś bawić, coś ruszać, kręcić ołówkiem, obracać piłkę tenisową itp co również nie pomaga mi w skupianiu się na materiale. Próbowałem siedzieć spokojnie i czytać nie ruszając rękami, to zaczęła mi "latać" noga :/ . W szkole tego jakoś nie zauważałem bo zawsze miałem zajęcie na lekcji; z reguły całą lekcje rysowałem komiksy, a jak nie to bawiłem się ołówkiem albo bujałem na krześle czy coś. Teraz jak muszę sam poświęcić czas na naukę stało się to ogromnym problemem. Jakby tego było mało nie wysypiam się mimo że śpię po 8-10h. Jak spałem mniej też się nie wysypiałem, zmiana materaca też nie pomogła. No i tak mi właśnie lecą dni; wstaje rano niewyspany, pije kawę hektolitrami i marnuję czas na bezsensowne ślęczenie nad książką z którego i tak prawie nic nie zapamiętuje. Może mam coś z głową nie tak? Proszę o konstruktywne porady, bo chciałbym się z tego otrząsnąc i wziąć za życie