Tak oryginalny tytuł mam nadzieję że kogoś na ten temat przyciągnie.
Otóż mam pewien problem. Od paru lat myślę o samobójstwie. Na początku były to myśli chwilowe, pod wpływem emocji. Zawsze bałem się jednak te plany ziścić. Bałem się bólu. Jednak już od dłuższego czasu myśli te nie są impulsywne. Cały czas o tym myślę. Nadal boję się bólu, to jedyna rzecz jaka mnie powstrzymuje. Czasem, upewniam się sam w sobie czy faktycznie tego chcę, na przykład podczas radosnych chwil. Ta myśl przebiega mi wtedy po głowie i wiem, że jeżeli mógłbym skończyć to bezboleśnie, zrobiłbym to nawet teraz.
Po pierwsze, bardzo ciekawi mnie co jest po drugiej stronie. Od paru lat nie wierzę w Boga. Tak naprawdę chyba nigdy nie wierzyłem. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że coś tam na mnie czeka i bardzo mnie to ciekawi.
Po drugie, nie mam celu w swoim życiu, nic mnie nie ciągnie, wszystko mnie nudzi. Jestem schowany w swoim małym, wirtualnym świecie. Dużo gram na komputerze, to jedyna rzecz która mnie bawi. Przy niej, wszystko inne wydaje się nudne. A jako że z tego na życie zarabiać się nie da, nie wiem po co mam żyć.
Usilnie szukam celu w życiu. Coś do czego bym dążył, na co bym czekał, w czym bym się ciągle doskonalił. Ale niczego takiego nie jestem w stanie znaleźć.
Chciałbym również uwierzyć w Boga. Może to nadałoby wszystkiemu jakiś sens. Kiedy byłem mały, rodzice zmuszali mnie żebym chodził z nimi do kościoła. Gdzieś popełnili błąd, czegoś nie zauważyli. Tak naprawdę nigdy nie wierzyłem. Pełna wiara by wszystko zmieniła, gdybym był pewny że On tam jest. Ale nie potrafię siebie samego oszukać. Pomysł Boga wydaje mi się skrajnie idiotyczny, surrealistyczny. Jestem w stanie uwierzyć że jest coś po śmierci. W tej kwestii jestem w stanie sam siebie oszukać i swój umysł. Ale chrześcijański bóg to już przesada, przegięcie, nierealny ludzki pomysł.
Myślałem nad rozmową z psychologiem, wymiana opinii mogłaby być ciekawa. Jak na razie nie byłem w stanie się jednak przełamać i spróbować. Jakieś głębokie porady? Dzięki.