Jestem młodą kobietą i mężatką. Mąż od roku zaczął pasjonować się wspinaczką. Chodzi na ścianki, sekcje wspinaczkowe a jak jest pogoda w okresie letnim wyjeżdża w skałki. Widzę, że sprawia mu to dużą radość i chce być w tym lepszy. Najchętniej chodziłby codziennie a w skałki jeździłby co weekend i zostawał kilka dni gdyby nie praca.
Ja próbuje mu towarzyszyć ale nie sprawia mi to takiej radości jak jemu. Sama nie potrafię znaleźć sobie zajęcia tak absorbującego.
Jestem zazdrosna o jego czas, o kobiety z którymi się wspina. O to, że kiedys będzie chciał wspinać sie na kilkutysięcznik a ja będę drżeć o niego w domu.
Powiedziałam mu nawet przed ślubem, że jeśli kiedykolwiek będzie chciał tam wyjechać od razu biorę rozwód bo nie mam zamiaru być wdową albo czekać na jego odzew z gór.
On nie potrafi wymyślec nam wieczoru innego niż wspinaczka. Nasze wyjście wieczorne musi mieć jakiś cel Ostatnio pojechalismy na spacer na deptak, miał byc jakiś festiwal jedzenia, nie było go. Ostatnio dowiedziałam ,się , zę był zły na mnie, zę nie sprawdziłam dokładnie tego i pojechaliśmy a tam nic nie było i "tylko" spacerowaliśmy. Zrobiło mi się okropnie przykro. bo nie wystarczył mu nasz spacer tylko wszystko musi mieć ten cel...
Dużo rozmawiamy, bardzo się kochamy i bardzo mnie wspiera, próbuje mi pomóc w znalezieniu pasji, a najlepiej gdyby była to wspinaczka ! Wie jakie jest moje zdanie o jego pasji.
On nie widzi w tym problemu, już zaczyna go to powoli denerwować, żę"czepiam się ".
Czasami myślę sobie, ze chciałabym znaleźć sobie zajęcie, które tez mnie będzie na tyle absorbować, że będę musiałą wyjeżzam na weekendy, zeby zobaczył jak to jest nie interesować się pasją partnera i nie widzieć go. Chciałabym aby był o mnie zazdrosny...
Próbuje to wszystko jakoś pogodzić ale nie mam przyjaciół w mieście, w którym mieszkamy i na pewno w jakiś sposób uzależniłam się od niego , ale chce aby , któregoś dnia przyszedł z pracy i powiedział: kupiłem bilety do kina idziemy !, albo koncert jest jakiś na starówce, chodź idziemy...