Mam 33 lata. Pół roku temu wynik amh 0,18 w kolejnym cyklu 0,13 a dwa miesiące później badane w innym labo 0,05. Fsh w jednym cyklu 15 a w kolejnym 7 :/, inhibina b w 3 dniu cyklu 54 czyli w normie. Miesiączki raczej regularne i przy okazji wizyt u gin i usg stwierdzana owulacja. Chyba pogodziłam się z wynikami. Stosunki z partnerem spontaniczne bez zabezpieczeń. Ostatni okres spóźnił sie o 6 dni i trwał prawie 3 dni. Po nim powinnien przyjść teraz okres. Mija 8 dni. Boli mnie podbrzusze i prawy jajnik od 3 dni a okresu nie widać. 10 dni temu miałam drobne plamienie, ktore minęło szybko. Test w 4 dniu spóźnienia ujemny. W między czasie miałam infekcję pęcherza i pochwy. Zaaplikowałam prebiotyk dopochwowo i pomogło ale infekcja dróg moczowych niestety trwała więc przyjełam 5 dni ciprofloksacyny i minęło choć nadal mam większe parcie na mocz ale bez dolegliwości z cewki moczowej (muszę nawet w nocy). Brak upławów. Wszystko jakby ok. Temperatura 37,1 ale czuję się normalnie choć jem wszystko co spotkam na swojej drodzę. Czy możliwe żeby to była menopauza? Czy da się coś zrobić z takim amh? Moja lekarka każe próbować więc sobie nie żałujemy. Martwią mnie te wachania cykli. I nie mam siły robić ciągle testów i badań choć mam do nich nieograniczony dostęp. Może ktoś mógłby mi coś poradzić?