Witam i proszę o odpowiedź na nurtujące mnie pytanie.
W ubiegły wtorek żona (40 lat) w pracy źle się poczuła. Dostała nagłej gorączki, dreszczy, zaczęło ją "łamać" w kościach i mięśniach. Zwolniła się z pracy i pojechała do lekarza w prywatnej przychodni. Lekarka stwierdziła, że żona bardzo źle wygląda, przepisała jakieś medykamenty i kazała położyć się do łóżka. Następnego dnia w środę żona miała 39 stopni gorączki - przyjmowała leki na zbicie gorączki oraz przeciwbólowe. Objawy łamania nie ustąpiły - nasiliły się natomiast silne bóle mięśniowe w okolicy pleców promieniująca do klatki piersiowej. Tego dnia pod wieczór zaczęła mieć kłopoty z oddychaniem i generalnie poruszaniem się.
W czwartek rano (po mojej silnej presji) do domu przyjechała lekarz rodzinny. Osłuchała żonę i dała zastrzyk przeciwbólowy. Jak powiedziała jest to infekcja prawdopodobnie grypowa i zaleciła leżeć. Zapobiegawczo jak powiedziała przepisała antybiotyk Fromilid 500 oraz Nospę. Nie stwierdziła natomiast żadnego stanu zapalnego, a antybiotyk miał być stosowany zapobiegawczo. Po tej wizycie stan żony nie poprawił się, gorączka w nocy dochodziła do 39,5 stopnia.
Następnego dnia w piątek żona nie mogła sie poruszać o własnych siłach - nasiliły się bóle pleców i klatki piersiowej. Po południu zdecydowałem zadzwonić po pogotowie - żona miała problemy z samodzielnym oddychaniem. Każdy oddech był bardzo bolesny. Po przyjeździe pogotowia lekarz stwierdził, że prawdopodobnie jest to zapalenie korzonków nerwowych - dał zastrzyk. W karcie medycznej wpisał m.in.: szmer w układnie oddechowym w normie, ciśnienie 110/80, ocena psycho-ruchowa w normie (żona nie mogła się ruszać). W rozpoznaniu wpis: nerwoból międzyżebrowy. W wywiadzie opis: Silne dolegliwości bólowe, bóle przy poruszaniu i oddychaniu. Nie potrafił określić, co żonie dolega i co dalej mamy z tym robić. Po wizycie stan zony nie poprawił się, w nocy ponownie wysoka gorączka powyżej 39 stopni.
W sobotę ponownie chciałem wezwać pogotowie. Kazano przyjechać mi z żoną do szpitala na badanie. Powiedziałem, że żona nie może samodzielnie sie poruszać. Po przyjeździe lekarz w wywiadzie wpisuje: Od kilku dni gorączka, nerwobóle wzdłuż żeber. Tętno 110/70. Rozpoznanie: Nerwoból klatki piersiowej strona prawa. Zadałem pytanie czy to może być coś poważnego i co mam dalej robić. Odpowiedział, że stan żony nie jest na tyle poważny, aby zabrać ja do szpitala, dał zastrzyk ketonalu i dodał, że jak żonie się nie poprawi w poniedziałek mam ją zawieźć do szpitala na badania.
W niedziele stan żony nie poprawił się. W poniedziałek z rana zawiozłem żonę (ledwo stała na nogach) do lekarza rodzinnego. Ta dała skierowanie na prześwietlenie klatki piersiowej i po 15 min. było wiadomo, że żona ma obustronne zapalenie płuc, opłucnej i płyn w płucach. Natychmiast znalazła sie na oddziale pulmonologicznym. Pani ordynator zadała mi tylko pytanie jak mogłem doprowadzić do takiego stanu żony (???) Następnego dnia dowiedziałem się, że żona ma bardzo silne obustronne bakteryjne zapalenie płuc (chyba najcięższy przypadek na oddziale). Na dzień dzisiejszy żonie podawany jest antybiotyk, kroplówka oraz tlen. Dopiero dzisiaj (piątek) jest lekka poprawa - żona samodzielnie może wstać z łóżka. Mam zatem pytanie. Czy postępowanie 4 lekarzy w przeciągu 4 dni było prawidłowe, czy mogli albo czy powinni postąpić inaczej, aby żona szybciej znalazła sie w szpitalu. I wreszcie czy naprawdę mamy i w końcu jak mamy ufać lekarzom i służbie zdrowia. A może to ja zrobiłem coś nie tak? Proszę o odpowiedź.