Z leczonej parę lat temu dolnej czwórki wypadła mi plomba. Głupio zrobiłam - długo zwlekałam z wizytą u dentysty, panicznie się boję, a raczej bałam - po tym co przechodziłam przez ostatnie dwa dni stomatolog już mi nie straszny.. W międzyczasie ząb się bardzo zniszczył, połamał, zostało go niewiele, w sumie niewiele ponad 2 ściany. Ogólnie nie bolał przez ten czas, do niedzieli - myślałam, że oszaleję. Pulsujący ból, czułam się jakby ten ząb coś parło, jakby miał wypaść ze szczęki, wrażliwy na dotyk - dotknięcie zęba językiem, palcem, okrutny ból na nagryzanie, dziwny posmak w ustach, smrodek. Pomagały tylko okłady z lodu. Spuchłam jak chomik, bolała mnie cała głowa, sąsiednie zęby też, też na nagryzanie. Według tego, co przeczytałam w internecie objawy wskazywały na ropę pod zębem. Czytałąm, że leczy się to antybiotykami. Dzisiaj rano poszłam do dentystki, Pani obejrzała ząb, włożyła w niego jakiś przyrząd, pogrzebała, powiedziała, że trzeba borować. Borowanie trwało jakieś 10 sekund, po czym założyła na ząb parapastę , mam ją wyjąć za 14 dni i leczyć ząb kanałowo. Wizyta trwała z 5 minut. Pani powiedziała, że ból na nagryzanie powinien ustąpić w ciągu godziny. Nie ustąpił. W sumie nie wiem, czy pod naciskiem boli mnie tylko ząb, czy tylko dziąsło, czy ząb i dziąsło, ale to naprawdę boli przeokrutnie i mam już dość. Czy Waszym zdaniem dentystka zareagowała poprawnie? Pytałam o antybiotyki, ale powiedziała, że stosuje się je przy stanie zapalnym, którego u mnie podobno nie ma