Z moim problemem mam zamiar udać się do lekarza, ale zanim to nastąpi, potrzebuję rady.
Do niedawna mój rytm gastrologiczny wyglądał tak, że po śniadaniu chodziłam "na dwójkę" i miałam spokój z tym aż do następnego ranka. Po kilku godzinach funkcjonowania zaczynały się u mnie niewielkie wzdęcia - takie, które można bez dyskomfortu zatrzymać do wyjścia z pracy. Jak miałam 10-12 godzin zajęć na studiach pod rząd (albo jak znajomi chcą wyjść gdzieś od razu po pracy) to zaczynał się problem, bo po iluś godzinach takiego wstrzymywania bąków bolał mnie brzuch (kłucie) i byłam strasznie wzdęta. No ale uznawałam to za normalne (może przy okazji powiecie, czy to jest normalne?), chociaż po innych czegoś takiego nie widziałam.
Ale to, co się dzieje ze mną od Świąt to jakiś koszmar. Rano jak zwykle się w domu załatwiam, idę do pracy, mijają ze dwie godziny i buch - mam wzdęcia. Od razu intensywne i bolesne jakbym trzymała kilka godzin. Co chwilę chodzę do ubikacji sobie "ulżyć" a i tak mnie boli, moje bąki są niezwykle śmierdzące, chce mi się znowu kupę. Czuję ogromny ból w podbrzuszu, taki, że mnie zgina z bólu i nie jestem w stanie nawet siedzieć.
Nic nie zmieniłam w swojej diecie. Nie jem mięsa ani nabiału, nie piję gazowanych napojów, nie jem przetworzonego żarcia i sprawdzam składy produktów. To zaczęło się nagle. Planuję iść po skierowanie do gastrologa, ale może ktoś miał coś podobnego? Jakieś podejrzenia? A może podpowiecie, jakie badania mam zrobić, żeby już z czymś do lekarza pójść?