Witajcie!
Mam problem dotyczący mojej przyjaciółki. Jest bardzo mądrą i piękną dziewczyną, może dużo osiągnąć w życiu i bardzo wiele jej zawdzięczam...niestety ona ''znika''...z dnia na dzień, coraz bardziej. Bardzo się martwię i nie wiem, jak mam jej pomóc. Chodzi o anoreksję. Oczywiście ona wypiera tą możliwość, tłumacząc to mi, sobie, bliskim że to depresja, stres i tak dalej. Dużo rozmawiamy, szczerze i z głębi i jestem pewna, że to anoreksja. Niestety ona chociażby ten typowy ''lęk przed przytyciem'', do którego nie raz się przyznawała, potrafi wytłumaczyć w inny, logiczny sposób. Jestem jedyną osobą, która jej nie ocenia, nie wprawia w wyrzuty sumienia, staram się być jej oparciem i do niczego jej nie zmuszam, dlatego jest ze mną szczera w 100%. Ale ja czuję się bezradna. Ona nie chce sobie pomóc, nie chce pomocy specjalisty bo nie chce żyć. Mam pozwolić, żeby na moich oczach umierała jedna z najbliższych mi osób? Przecież nie należy też nikogo do niczego zmuszać. Sprawa jest poważna, bo dziewczyna ma bmi poniżej 15 w związku z czym powinna być natychmiast hospitalizowana (czego oczywiście nie chce i boi się jak ognia). Jest pełnoletnia, więc żadne rozkazy rodziców nie wchodzą w grę. JAK zmotywować ją do walki o życie bez any i jak pokazać jej, że jest wiele innych możliwości, że może wszystko zmienić na lepsze?
Proszę o poważne odpowiedzi. Sprawa jest ważna i chodzi o głęboki psychiczny dół a nie zmuszanie kogoś do jedzenia i przytycia.